Odpowiada za nie przede wszystkim lekarz, bo on jest specjalistą od leczenia.
Tak orzekł w czwartek Sąd Najwyższy, który 90 proc. winy przypisał przychodni, której lekarz zdiagnozował nadciśnienie. Było ono objawem niewydolności nerki, którą musiano przeszczepić (sygnatura akt: II CSK 42/14).
Przychodnia broniła się, że przez kilka miesięcy pacjent nie upomniał się o wyniki badań krwi, z którymi lekarz się nie zapoznał. Gdyby się zapoznał, pacjent uniknąłby nieszczęścia. Zastosowanie ma tu zasada (art. 362 kodeksu cywilnego), że jeżeli poszkodowany przyczynił się do szkody, obowiązek jej naprawienia ulega zmniejszeniu.
Pominął wyniki
Jacek B., 30-letni kierowca tira, udał się do prywatnej przychodni rodzinnej w jednym z miast powiatowych na Mazowszu, przeziębiony i z podwyższonym ciśnieniem. Lekarz zapisał mu pigułki na obniżenie ciśnienia i skierował na badanie krwi, ale mimo kilku kolejnych wizyt z wynikami się nie zapoznał.
Ponieważ nie było efektów leczenia, po ok. pół roku Jacek B. zaprzestał przyjmowania leku i wizyt. Po kilku miesiącach pojawiły się obrzęki na nogach. Stało się jasne, że chodzi o ostrą niewydolność nerki. Musiał przejść operację jej przeszczepu. W zawodzie pracować nie może.