Sprawa Tomasza Szmydta, byłego już sędziego WSA w Warszawie, toczy się jak dotąd w ekspresowym tempie. Zaledwie po kilku dniach od jego wyjazdu na Białoruś i złożenia tam wniosku o azyl polityczny polska prokuratura wydała już wiele decyzji, w tym – ostatnio – postanowienie o przedstawieniu mu zarzutów z art. 130 § 1 i 5 kodeksu karnego. Oba przepisy dotyczącą przestępstwa szpiegostwa (za najpoważniejszy zarzut grozi dożywocie). Jest też już wniosek o tymczasowe aresztowanie Szmydta, a wkrótce pojawi się międzynarodowy list gończy.
Czytaj więcej
Tomasz Szmydt zdobył przecież "koronę zawodów prawniczych" w pełni transparentnie i zgodnie z obowiązującymi wszystkich innych przepisami prawa. Co więcej, był doświadczonym sędzią z godnym uposażeniem, a mimo to nie miał majątku.
Niezależnie od tego, że były sędzia przebywa na Białorusi, polscy śledczy prowadzą ekspresowo czynności w jego sprawie. Czy na etapie prokuratorskim jego obecność w kraju jest lub będzie potrzebna? – pytamy prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego.
– Prokuratura może dalej przesłuchiwać świadków, gromadzić dowody i zbierać dokumenty, aż dojdzie do momentu, kiedy będzie gotowa sporządzić akt oskarżeni, ale go nie sporządzi – mówi prof. Ćwiąkalski. Śledztwo będzie musiało zostać zawieszone. Powód?
– W polskiej procedurze na koniec śledztwa wymagane jest końcowe zaznajomienie podejrzanego z jego materiałami, a do tego przecież nie dojdzie. W związku z czym zostanie ono zawieszone i w ten sposób dotrwa zapewne aż do przedawnienia karalności (czyli przez 20, a może nawet 30 lat) – uważa prof. Ćwiąkalski.