Gdy kierowca zapłaci mandat za przekroczenie prędkości, jego zdjęcie i dane znikną z ewidencji Inspekcji Transportu Drogowego po dwóch latach – przesądził minister transportu w rozporządzeniu, które wchodzi w życie 30 maja. Jeśli nie zapłaci, a sprawa trafi do sądu – fotografia w ewidencji pozostanie na dłużej.
Wyrzucenie zdjęcia z systemu musi być na tyle definitywne, by niemożliwe było jego odtworzenie. Zanim jednak fotka i dane znikną z systemu, mogą do niego zajrzeć (jeśli złożą odpowiedni wniosek) niektóre instytucje. Im lepsze uzasadnienie wniosku, tym większa szansa na zgodę na wgląd.
Kwestia zdjęć robionych przez fotoradary (głównie inspekcji) znana jest od lat. Kierowcy skarżą się, że nawet jeśli chcą wskazać faktycznego sprawcę wykroczenia, nie mogą tego zrobić, bo nie mają szansy go rozpoznać.
Problem dostrzegli rzecznik praw obywatelskich, były minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Nie przekonały ich tłumaczenia Ministerstwa Transportu, że kierowcy mogliby kłamać, by uniknąć mandatu.
Resort Sławomira Nowaka tłumaczy, że „brak jest podstaw, aby organ prowadzący czynności w sprawie o wykroczenie (np. straż gminna lub miejska, Inspekcja Transportu Drogowego) wysyłał fotografię z urządzenia rejestrującego do wglądu uczestników postępowania". Ministerstwo przekonuje też, że przesyłanie fotografii byłoby sprzeczne z interesami organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości.