– Zapowiadano nowe podejście do kontroli prędkości, a jego wyznacznikiem miało być wyraźne oznaczanie masztów i pewność, że w ich wnętrzu znajdują się aparaty. To kierowca, mając świadomość łamania prawa i konsekwencji, jakie go czekają, miał podejmować decyzję, co zrobi: zwolni czy nie – mówi Janusz Polański z dolnośląskiego stowarzyszenia kierowców. I dodaje, że jeśli do demontażu pustych masztów nie dojdzie, wszystko zostanie po staremu.
Specjaliści od bezpieczeństwa ruchu drogowego uważają, że pozostawienie pustych masztów może zadziałać prewencyjnie. Zauważają jednak, że kierowcy mogą też podchodzić do nich loteryjnie. To jak gra w totolotka – twierdzą.
Już za niewiele ponad dwa miesiące każdy maszt musi być żółtego koloru, a przed nim w określonej prawem odległości musi się znajdować znak D-51 ostrzegający o radarowej kontroli prędkości.
W 2011 r. Inspekcja Transportu Drogowego przejęła od Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad ponad tysiąc masztów. Dziś, mając do dyspozycji 350 fotoradarów, musi się zdecydować na likwidację ponad 600 masztów.
Kierowców w tym roku czekają jeszcze inne nowości. Mogą się spodziewać 100 nowych fotoradarów na drogach, 20 urządzeń rejestrujących wjazd na czerwonym świetle i 29 odcinkowych pomiarów prędkości.
Są propozycje, by znieść obowiązek szukania winnego kierowcy i by karę płacił właściciel pojazdu zarejestrowanego przez fotoradar. Nie wyklucza się też zmiany procedury wobec właścicieli aut, którzy nie wskazują danych kierowcy. Mogą oni odpowiadać za wykroczenie polegające na nieujawnieniu odpowiedniemu organowi danych sprawcy wykroczenia. Wszystko wskazuje na to, że pojawi się też nowa procedura postępowania z właścicielami, którzy unikają kontaktu z Inspekcją Transportu Drogowego i nie podają danych kierowcy.