Stacjonarne urządzenia rejestrujące mogą mieć dwóch właścicieli: straż miejską lub Inspekcję Transportu Drogowego. W obu służbach wszystko zaczyna się od zrobienia zdjęcia, czyli zarejestrowania wykroczenia.
Każda przesyłka składa się z wezwania właściciela pojazdu do wskazania kierującego nim lub jego użytkownika oraz z formularza oświadczenia. W wezwaniu (do którego straże miejskie często dołączają zdjęcie, a inspekcja nie) jest skrócony raport z fotoradaru, a w nim data, godzina, numer zdjęcia, miejsce, numer rejestracyjny i marka pojazdu. W raporcie musi się także znaleźć dopuszczalna prędkość w miejscu kontroli, zarejestrowana prędkość i przekroczenie, jakiego dopuścił się kierowca. Na druku pojawić się też muszą: typ i numer fotoradaru oraz okres ważności świadectwa jego legalizacji.
Kierowca ma tydzień na wypełnienie i odesłanie przesyłki do straży lub Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (tu bowiem działa Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym). Inaczej zostanie wezwany do osobistego stawiennictwa w charakterze świadka w GITD.
Jeśli kierowca nie chce przyjąć mandatu od straży, może kwestionować jakość zdjęcia, fakt prowadzenia samochodu w danym dniu czy wskazanie urządzenia. Każda taka decyzja oznacza jednak konieczność złożenia wyjaśnień i przedstawienia własnej wersji wydarzeń.
Czasem pisemnie, ale bardzo często straż miejska wzywa do złożenia wyjaśnień osobiście. Jest kłopot, kiedy komenda straży leży np. kilkaset kilometrów od miejsca, w którym mieszkasz. Jak z tego wybrnąć? Brać urlop? Jest też inne wyjście. Zamiast wybierać się z wyjaśnieniami w podróż, można skorzystać z ustawy o strażach gminnych, która mówi o tzw. pomocy prawnej właśnie w takich wypadkach. Na jej mocy komendant straży, jeśli trzeba wykonać czynność wyjaśniającą w sprawach o wykroczenia poza obszarem jego działania, ma prawo występować o udzielenie niezbędnej pomocy do komendanta straży właściwej dla miejsca wykonania czynności.