Na drzwiach mogą wymalować dowolnie duży numer telefonu pod którym klient może zamówić usługę. Tego wszystkiego nie wolno mieć tym przewoźnikom, którzy zajmują się przewozem osób na podstawie licencji wydawanej przez starostę. Za to ci od starosty mogą dowolnie ustalać opłatę za kurs. Jedni więc zazdroszczą drugim i starają się omijać niekorzystne dla nich przepisy - ci od starosty umieszczają koguty nie na dachu, a z boku, zamiast numeru telefonu podają adres internetowy. Ci od wójta bądź burmistrza zabiegają o to, by gminy nie wydawały więcej licencji taxi. Niekiedy też „przez nieuwagę” jadą w dzień w na drugiej taryfie. I jedni i drudzy w walkę angażują coraz więcej osób - nie tylko dziennikarzy czy radnych, ale też policjantów i inspektorów transportu drogowego ścigających nieprawidłowości wynikające ze skomplikowanych i nie zawsze zrozumiałych przepisów. Ostatnio także senatorów, którzy zaproponowali nowelizację ustawy o transporcie drogowym istotną dla taksówkarzy i innych przewoźników jeżdżących małymi autami. Ma ona m in. uchylić m.in. zakaz używania taksometrów i kogutów w pojazdach nie będących taksówkami. Nie likwiduje jednak niektórych innych różnic wynikających z możliwości uzyskania dwóch odmiennych licencji na przewozy taką samą skodą, toyotą czy mercedesem. Warto się zastanowić czy nie lepiej byłoby udzielać tylko jednej licencji na przewozy samochodami osobowymi. Zwłaszcza, że przepisy europejskie akurat zarobkowych przejazdów autami do 9 osób łącznie z kierowcą wcale nie regulują. A klientowi zależy przede wszystkim na tym by bezpiecznie i w miarę tanio dojechał na miejsce.