Akty prawne opublikowane w 2019 roku zajęły 21537 stron – policzyła firma audytorsko-doradcza Grant Thornton (GT). W porównaniu z poprzednim rokiem to stosunkowo niewielki wzrost (o 2,5 proc.), ale aż o 40 proc. mniej, niż w rekordowym 2016 roku.
- Legislacyjna burza osłabła, ale nadal straszy – ocenia Tomasz Wróblewski, partner zarządzający w GT. Zauważa on, że zalew nowych przepisów poważnie wpływa na wydajność przedsiębiorstw. – Jako prezes firmy powinienem myśleć o jej strategii na przyszłość, a zajmuję się głównie bieżącym sprawdzaniem, czy wszystkie nasze działania są zgodne z prawem – relacjonuje Wróblewski. Dodaje, ze według ostrożnych szacunków jego firmy, takie obciążeni przedsiębiorców osłabia wzrost PKB o 0,2-0,3 proc.
Czytaj też: Produkcja prawa przyspiesza - raport Grant Thornton
Eksperci GT zwracają uwagę, że sama tylko wielka produkcja prawa nie jest tak szkodliwa, jak osłabienie jego jakości. To w ich ocenie efekt coraz częstszego braku konsultacji projektów aktów prawnych i skracania merytorycznych prac nad nimi w parlamencie. Średni czas pracy nad ustawą był w 2019 roku rekordowo krótki i wyniósł 69 dni. Dla porównania, w latach 2000-2014 wahał się między 150 a 200 dni.
Jak przyznaje Grzegorz Maślanko, radca prawny w GT, w niektórych obszarach, np. w podatkach, ustaw i rozporządzeń jest mniej, ale są problematyczne i niejasne. – Na przykład przepisy O VAT dotyczące podzielonej płatności i „białej listy" podatników wprowadziły sporo zamieszania np. ze sprawdzaniem kontrahentów na liście prowadzonej przez resort finansów. Nie wszystko w tych przepisach jest zrozumiałe, a objaśnienia wydawanie przez ministerstwo finansów nie zawsze dają podatnikowi odpowiedź – uważa Maślanko. Przyznaje on jednak, że jest potrzeba, nie tylko zresztą w podatkach, by wiele wadliwych przepisów zastąpiono nowymi, jaśniejszymi, nawet gdyby były obszerniejsze.