We wczorajszej "Rz" [link=http://www.rp.pl/artykul/362863_Haracz_od_zyczliwosci_.html]napisaliśmy[/link], że fiskus chce opodatkować osoby, które korzystają z pomocy innych w drobnych, codziennych sprawach.
[b]Przeczytaj [link=http://www.rp.pl/artykul/363303.html]interpretację urzędu[/link][/b]
Takie wnioski wynikają z interpretacji Izby Skarbowej w Katowicach (nr IBPB2/415-578/08/MK), która jest opublikowana na stronie internetowej Ministerstwa Finansów. Urzędnicy wypierają się jednak swoich poglądów. W oświadczeniu przesłanym wczoraj do PAP rzeczniczka katowickiej izby twierdzi, że nie wydali interpretacji nakazującej opodatkowanie wzajemnej pomocy. Tymczasem jasno i wyraźnie wynika z niej, że członkowie banku czasu (grupy wzajemnie wspierających się osób), którzy korzystają bezpłatnie z takich usług, jak: mycie okien, wyprowadzenie psa, pilnowanie dzieci, nauka języka obcego, uzyskują przychód z nieodpłatnych świadczeń. Jest to bowiem realna korzyść.
Jeśli członkowie banku czasu pomagają sobie wzajemnie, przychód uzyskuje ta osoba, u której wartość otrzymanej usługi jest wyższa od wartości takiej pomocy, której sama udzieliła. Różnica taka będzie zawsze, bo jak napisała sama izba skarbowa "nie można przyjąć, że wartość rynkowa jednej godziny czyszczenia okien jest równa wartości rynkowej jednej godziny nauki np. języka angielskiego".
Tymczasem istotą banków czasu jest to, że przeliczają przysługi nie według wartości, ale na godziny. Jeśli pomagaliśmy komuś przez godzinę w nauce języka angielskiego, to możemy liczyć na to, że ktoś nam również wyświadczy jakąś przysługę (niekoniecznie ta sama osoba), np. umyje okna.