Karetka pojedzie do wypadku bez ratownika

Lecznice nie zapewnią pacjentom w karetkach pomocy wykwalifikowanych lekarzy, choć mają taki obowiązek

Publikacja: 19.10.2012 08:49

Lecznice nie zapewnią pacjentom w karetkach pomocy wykwalifikowanych lekarzy, choć mają taki obowiąz

Lecznice nie zapewnią pacjentom w karetkach pomocy wykwalifikowanych lekarzy, choć mają taki obowiązek

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gojarski Dariusz Gojarski

Dyrektorzy stacji pogotowia ratunkowego już wkrótce mogą mieć kłopot z obsadą kadrową zespołów ratunkowych jeżdżących w karetkach. Zgodnie bowiem z ustawą o Państwowym Ratownictwie Medycznym od 1 stycznia 2013 r. w ich skład mają wchodzić lekarze specjalizujący się w medycynie ratunkowej. Opcjonalnie jeszcze do 2020 r. w karetkach mogą też jeździć osoby robiące specjalizację w dziedzinie anestezjologii czy chirurgii. Przepis dotyczy ambulansów ze znaczkiem „S", czyli pojazdów, które jeżdżą na miejsca wypadków, a więc do najciężej poszkodowanych pacjentów.

Dyrektorzy stacji obawiają się, że nie sprostają tym wymogom. Będą mieli trudności, by do końca grudnia znaleźć odpowiednich specjalistów. W konsekwencji NFZ może rozwiązać z nimi kontrakty.

743 lekarzy mających specjalizację z medycyny ratunkowej pracuje w Polsce

– Nie zdołamy w godzinach od 7 do 15 zapewnić lekarzy w zespołach specjalistycznych. Nie ma na polskim rynku tylu specjalistów z medycyny ratunkowej. A jeśli już są, to wolą pracować na szpitalnych oddziałach ratunkowych, niż jeździć do wypadków – tłumaczy Wojciech Miciński, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.

Taki kłopot ma większość stacji w kraju. Wyjątkiem jest krakowskie pogotowie, którego dyrektor Małgorzata Popławska podkreśla, że w zespołach „S" już jeżdżą medycy z wymaganymi kwalifikacjami.

Inni dyrektorzy pogotowia radzą sobie teraz z organizacją zespołów specjalistycznych karetek, korzystając z przepisów przejściowych obowiązującej od 2006 r. ustawy. Dzięki nim do wypadków mogą jeździć lekarze bez specjalizacji lub tylko z wieloletnim stażem w pogotowiu. Część lekarzy ma także zrobioną jeszcze w czasie PRL, nieistniejącą już specjalizację z medycyny ogólnej.

Sami reprezentanci lekarzy uważają, że przesuwanie wymogów to obniżanie standardów pomocy dla pacjenta. – Do ciężkich przypadków powinni jeździć tylko specjaliści medycyny ratunkowej, bo wiedzą, jak poszkodowanemu pomóc natychmiast. Tak samo jak na ginekologii powinien pracować ginekolog, a znieczulać anestezjolog – mówi prof. Juliusz Jakubaszko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej. Podkreśla, że o tym, iż do zespołów w karetkach „S" mają wchodzić lekarze ze specjalizacją w medycynie ratunkowej, pogotowia wiedziały już sześć lat temu, ale liczyły, że wymóg ten się przesunie.

Minister zdrowia ma więc twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony dyrektorzy pogotowia alarmują, że stracą kontrakty z NFZ i potrzeby lokalnej społeczności nie zostaną zaspokojone. Z drugiej zaś środowisko medycyny ratunkowej twierdzi, że przesuwanie wymogów to obniżanie standardów. A dyrektywa unijna regulująca obszar ratownictwa medycznego zobowiązuje nas do ich podwyższania. Rozmowy w resorcie trwają.

– Przygotowujemy zmianę przepisów, bo uważamy, że trzeba utrzymać dostępność do świadczeń ratowniczych. Najbardziej racjonalnym rozwiązaniem jest dalsze umożliwienie pracy w zespołach ratownictwa medycznego lekarzy mających odpowiednie doświadczenie w tej dziedzinie bez względu na ich specjalizację – twierdzi Agnieszka Gołąbek, rzecznik prasowy resortu.

Tymczasem kłopot z niedoborem kadr w karetkach wynika głównie z tego, że absolwenci studiów nie garną się do robienia specjalizacji w medy cynie ratunkowej. Rezydentury są niewypełnione. Płaca jest gorsza niż na oddziałach szpitalnych, a do tego praca jest stresująca. Juliusz Jakubaszko podkreśla, że medyków trzeba m.in. finansowo zachęcić do tego, aby wybierali tę trudną ścieżkę.

– Przepisy musiałyby jednoznacznie już teraz wskazywać, że w karetkach powinni jeździć tylko odpowiedni specjaliści –dodaje.

Obecnie mamy 743 takich specjalistów, a 92 szkoli się na rezydenturach. Tymczasem potrzebnych jest 2 tys.

Dyrektorzy stacji pogotowia ratunkowego już wkrótce mogą mieć kłopot z obsadą kadrową zespołów ratunkowych jeżdżących w karetkach. Zgodnie bowiem z ustawą o Państwowym Ratownictwie Medycznym od 1 stycznia 2013 r. w ich skład mają wchodzić lekarze specjalizujący się w medycynie ratunkowej. Opcjonalnie jeszcze do 2020 r. w karetkach mogą też jeździć osoby robiące specjalizację w dziedzinie anestezjologii czy chirurgii. Przepis dotyczy ambulansów ze znaczkiem „S", czyli pojazdów, które jeżdżą na miejsca wypadków, a więc do najciężej poszkodowanych pacjentów.

Dyrektorzy stacji obawiają się, że nie sprostają tym wymogom. Będą mieli trudności, by do końca grudnia znaleźć odpowiednich specjalistów. W konsekwencji NFZ może rozwiązać z nimi kontrakty.

Prawo karne
Morderstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Obrońca podejrzanego: nie przyznał się
Ubezpieczenia i odszkodowania
Rekordowe odszkodowanie dla pacjenta. Miał operację kolana, wypisano go bez nogi
Prawo dla Ciebie
Jest decyzja SN ws. wytycznych PKW. Czy wstrząśnie wyborami?
Prawo karne
Mieszkanie Nawrockiego. Nieprawdziwe oświadczenia w akcie notarialnym – co na to prawo karne?
Matura i egzamin ósmoklasisty
Matura i egzamin ósmoklasisty 2025 z "Rzeczpospolitą" i WSiP
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem