W liście do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza prof. Irena Lipowicz pisze o skargach pacjentów, którzy są zmuszani do wielomiesięcznego oczekiwania na skorzystanie z refundacji leku w ramach programu lekowego. Choć prawnie lek jest już objęty budżetowymi dopłatami, to trwają jeszcze procedury  zapewniające jego faktyczną dostępność np.  postępowania przetargowe w szpitalach. Przez ten czas pacjenci płacą za lek z własnej kieszeni.

Rzecznik podaje przykład nowoczesnego leku Gilenya stosowanego w terapii stwardnienia rozsianego. Zgodnie z obwieszczeniem ministra zdrowia z 21 grudnia 2012 r., lek ten został wpisany na listę leków refundowanych od 1 stycznia 2013 r. Taka data została wskazana w załączniku  do obwieszczenia w pkt B "Leki dostępne w ramach programu lekowego" w poz. 107 , w kolumnie 6, przy leku Gilenya.  Jak wynika ze skarg pacjentów i informacji prasowych, m.in. w "Rzeczpospolitej"  ("Szpitalna lista refundacyjna bywa fikcją"),  procedury umożliwiające podawanie leku pacjentom wybranych szpitali miały być zakończone do 30 kwietnia 2013 r., czyli cztery miesiące po wejściu w życie decyzji o refundacji leku Gilenya.   Taki stan rzeczy stanowi w ocenie rzecznika praw obywatelskich przykład naruszenia praw pacjentów.

Prof. Lipowicz prosi ministra zdrowia o rozważenie podjęcia odpowiednich działań legislacyjnych.

- Niezbędne do przeprowadzenia procedury powinny być zsynchronizowane w taki sposób, by rzeczywisty dostęp do terapii był zapewniony w możliwie najkrótszym okresie od chwili objęcia danego leku refundacją. Jednocześnie należy wprowadzić możliwość zwrotu kosztów leczenia poniesionych przez pacjentów, którzy w tym czasie nie mogli skorzystać z terapii lekiem refundowanym z przyczyn od siebie niezależnych - pisze prof. Lipowicz.