Czy Prawo i Sprawiedliwość, Polska Razem oraz Solidarna Polska, po podpisaniu porozumienia w sprawie zgłaszania kandydatów w wyborach do Sejmu i Senatu nie będą mogły rejestrować list wyborczych, bo nie zarejestrowały koalicyjnego komitetu wyborczego w Państwowej Komisji Wyborczych?
Tak uważa Roman Giertych, warszawski adwokat, który na swoim Facebooku opublikował wpis mówiący o tym, że takie działanie to obejście przepisów Kodeksu wyborczego. - Jeżeli partie polityczne chcą zgłaszać "wspólnie" kandydatów, to zawierają koalicję – pisze Roman Giertych. - Tak więc jedyną formułą prawną jego realizacji jest wspólny, czyli koalicyjny komitet wyborczy - wnioskuje.
Podobne stanowisko prezentuje poznański adwokat Jerzy Marcin Majewski, który na swojej stronie internetowej dowodzi, że okręgowe komisje wyborcze powinny odmówić rejestracji list partii Prawo i Sprawiedliwość właśnie ze względu na fakt podpisania przez PiS PR oraz SP wspomnianego porozumienia. W jego ocenie zabrania tego art. 208 kodeksu wyborczego. Przepis ten stanowi, że partie polityczne, które wchodzą w skład koalicji wyborczej nie mogą zgłaszać list kandydatów samodzielnie.
Odmienne stanowisko w sprawie prezentuje Państwowa Komisja Wyborcza. - Przepisy Kodeksu wyborczego nie zabraniają zgłaszania przez komitet wyborczy utworzony przez jedną partię polityczną, jak również przez koalicyjny komitet wyborczy tworzony przez kilka partii, kandydatów na posłów (senatorów) będących członkami innych partii politycznych, niż ta, która utworzyła dany komitet wyborczy lub te, które utworzyły koalicyjny komitet wyborczy, a także kandydatów nie będących członkami żadnej partii politycznej – mówi Wojciech Hermeliński, przewodniczący PKW. – Komitet Wyborczy Prawa i Sprawiedliwości został utworzony jako komitet jednej partii politycznej i dla samodzielnego zgłaszania kandydatów, dlatego nie miał też obowiązku dołączać do zgłoszenia umowy koalicyjnej – wskazuje sędzia Hermeliński.
Czy praktyka stosowana przez PiS, PR oraz SP jest zgodna z prawem, czy też nie będzie mógł ocenić Sąd Najwyższy. Ale dopiero po wyborach i po rozpatrzeniu ewentualnych protestów wyborczych.