Prywatne szpitale powstawały z zamysłem leczenia pacjentów komercyjnych. Tych jest ciągle niewielu, więc szpitale mają małe zyski z chorych, którzy chcą płacić za leczenie z własnej kieszeni. Muszą więc walczyć o kontrakty z NFZ. Tylko 19 proc. takich lecznic nie ma w 2015 r. podpisanej z NFZ umowy na świadczenia.
Takie wnioski wynikają z najnowszego raportu firmy PMR „Rynek szpitali niepublicznych w Polsce w 2015 r.". Autorzy podkreślają, że lecznice prywatne są zmuszone walczyć o kontrakt z NFZ, bo jest on gwarantem comiesięcznych przychodów i liczby pacjentów. Dodają, że w Polsce nadal mało osób stać na drogie, szpitalne świadczenia.
– Szpitale skupione w naszym stowarzyszeniu mają zaledwie 10 proc. komercyjnych pacjentów. Reszta jest leczona z pieniędzy, jakie otrzymujemy z NFZ – mówi Andrzej Sokołowski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych. Jego zdaniem jednak mała liczba pacjentów komercyjnych wcale nie świadczy o tym, że chorych nie stać na prywatne leczenie.
– Chodzi raczej o to, że politycy wmawiają ludziom, że wszystko należy się za składkę zdrowotną. Pacjenci wolą więc czekać latami na świadczenie w publicznym szpitalu – dodaje Sokołowski. Mała liczba pacjentów komercyjnych w szpitalach prywatnych świadczy także o przywiązaniu pacjentów do publicznych lecznic.
– Rozwija się szara strefa. Ludzie wolą chodzić prywatnie do specjalisty, który później wpisze ich na listę oczekujących w szpitalu publicznym, tak że ominą kolejkę – zauważa Adam Rozwadowski, prezes Enel-Medu.