System uzyskiwania przez pacjentów szybkich odszkodowań za błędy medyczne nie działa. Wojewodowie wprawdzie powołali komisje do spraw orzekania o zdarzeniach medycznych, które zamiast sądów mają przyznawać odszkodowania w ciągu czterech miesięcy, ale na razie nie ma komu wypłacać pieniędzy chorym.
Zgodnie z ustawą o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta, która obowiązuje od 1 stycznia, miał to robić ubezpieczyciel szpitala, w którym chory został poszkodowany. Szkopuł w tym, że dyrektorzy lecznic nie zawarli jeszcze z firmami ubezpieczeniowymi umów na dodatkowe ubezpieczenia z tytułu zdarzeń medycznych. Wszystko dlatego, że na razie polisy takie oferuje tylko PZU i, zdaniem szpitali, żąda za nie za dużo.
– Unieważniliśmy przetarg, bo warunki, które zaproponowała nam firma, są nie do przyjęcia. Ubezpieczyciel zażądał od nas 724 tys. zł z tytułu nowego ubezpieczenia. Rocznie musielibyśmy płacić prawie 1,5 mln zł składek, bo dochodzi do tego jeszcze obowiązkowe ubezpieczenie OC. Nie stać nas na to, bo mamy za 2011 r. 10 mln zł długu – mówi „Rz" Krystyna Barcik, dyrektor szpitala specjalistycznego w Legnicy.
Z tego samego powodu przetarg unieważnił Bogusław Poniatowski, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Podkreśla on, że jego placówka nie jest zadłużona, ale i tak nie może przyjąć tak wygórowanej kwoty.
PZU się broni. – Jako jedyni podejmujemy ogromne ryzyko wynikające z nowej procedury odszkodowawczej. Składka je odzwierciedla. Nie możemy dopłacać do ubezpieczeń. Działalność komisji i liczba pacjentów, którzy się do nich zwrócą z roszczeniami, to wielka niewiadoma – wskazuje Michał Witkowski, rzecznik PZU.