W Polsce narasta zjawisko turystyki lekowej. O ile bowiem jeszcze w 2011 r. chorzy poszukiwali w aptekach tańszych medykamentów, o tyle teraz sprawdzają, czy one tam w ogóle są. Eksperci rynku farmaceutycznego biją na alarm, że pacjenci muszą czekać kilka godzin, a nawet dwa–trzy dni na realizację recepty. Brakuje antybiotyków. Widać to zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.
Braki w aptekach to pokłosie ustawy refundacyjnej. Obniżyła ona marże, które mogą nakładać hurtownie farmaceutyczne. Przed dwoma laty hurtownia, odbierając leki od producenta, sprzedawała je do aptek nawet z 15-proc. marżą. W 2013 r. ta marża wynosi już tylko 6 proc., a za rok ma spaść na stałe do 5 proc. W konsekwencji leki zamiast do polskich aptek trafiają częściej do zagranicznych, bo tam eksportują je hurtownie. U zachodnich sąsiadów mogą wziąć za nie lepszą cenę. Dlatego polski pacjent ma np. problem ze zdobyciem w aptece insuliny Humalog, którą w Niemczech właściciel hurtowni sprzedaje o 70 proc. drożej.
Niska marża
– System dystrybucji leków jest niesprawny. Cierpi na tym pacjent, a apteka dzwoni kilka razy dziennie do hurtowni i prosi o dostawę. Dlatego marża hurtowa nie powinna być już niższa niż 6 proc. – mówił w ubiegłym tygodniu w Sejmowej Komisji Zdrowia Andrzej Stachnik, prezes Związku Pracodawców Hurtowni Farmaceutycznych.
Obecny na obradach komisji wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki podkreślił, że nasze marże nie są rażąco niskie.
– Według raportu Komisji Europejskiej marża w Holandii wynosi wprawdzie 18 proc., ale w Szwecji już 2,5 proc. – mówił wiceminister.