W ubiegłym roku pierwszy raz wydatki na emerytury pomostowe przekroczyły wpływy do Funduszu Emerytur Pomostowych. Zabrakło 1,5 mln zł. To dopiero początek. W tym roku dziura ma urosnąć do 100 mln zł. Deficyt może być jeszcze większy. Pracodawcy bowiem chcą, by z FEP emerytury pobierali górnicy.
Szukanie oszczędności
Zmiana sposobu liczenia emerytur górniczych znacznie obniżyłaby wysokość przyznawanych świadczeń. Górnicy ciągle bowiem dostają emerytury liczone na zasadach obowiązujących przed 2009 r., czyli na podstawie okresów pracy i kwoty bazowej. Ponadto przepisy pozwalają im korzystnie przeliczać staż, tak że rok pracy pod ziemią liczy się im jak prawie dwa lata przepracowane na powierzchni.
Dzięki temu górnicy przechodzący na wcześniejsze emerytury w wieku 55 lat otrzymują jedne z najwyższych świadczeń z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Średnio ponad 3,5 tys. zł. Koszt ich wypłaty to prawie 7 mld zł rocznie.
Na wczorajszym posiedzeniu zespołu ds. ubezpieczeń społecznych Komisji Trójstronnej pracodawcy zaczęli się dopytywać, ile wyniosłyby koszty wypłaty nowo przyznawanych świadczeń dla górników, gdyby były liczone na zasadach przewidzianych dla emerytur pomostowych.
Co ważne, kopalnie już teraz płacą na Fundusz Emerytur Pomostowych 1,5 proc. składki od wynagrodzeń około 80 tys. górników. Z tych pieniędzy korzystają na razie hutnicy, maszyniści czy marynarze uprawnieni do emerytur pomostowych.