Powrót prezydenta Andrzeja Dudy z Zielonej Góry do Warszawy 2 lipca 2020 r., na finale kampanii wyborczej, odbył się ze złamaniem najważniejszej reguły – samolot z głową państwa wystartował po zamknięciu lotniska i zakończeniu pracy przez kontrolę ruchu lotniczego.
Lotnisko w Babimoście czynne było wówczas do 22. O tej samej godzinie pracę kończył kontroler (zgodnie z prawem nie może zostać w pracy nawet pięć minut dłużej). Kolumna z prezydentem pojawiła się na lotnisku o 21.55. Samolot nie miał prawa wzbić się w powietrze, a jednak o 22.12 odleciał. Kapitan statku powinna odmówić lotu, jednak tego nie zrobiła.
Portal Wirtualna Polska ujawnił we wtorek, jak grupa państwowych urzędników, po tym kiedy sprawą zaczęli interesować się dziennikarze, próbowała ukryć ten incydent. Dowodem są ujawnione rozmowy na komunikatorze WhatsApp. Rozmowa „jak wybrnąć z kłopotu” toczyła się między szefem LOT Rafałem Milczarskim, Januszem Janiszewskim, prezesem Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, dwoma ministrami (Marcinem Horałą i Maciejem Małeckim), Marcinem Kędryną, dyrektorem biura prasowego Kancelarii Prezydenta RP. Z zapisu rozmów wynika, że każdy zdawał sobie sprawę, że lot nie powinien się odbyć. Do mediów ma iść nieprawdziwy komunikat. „Dyskusja skupia się przede wszystkim na tym, jak ukryć przebieg wydarzeń, które mogłyby zaszkodzić Andrzejowi Dudzie w kampanii prezydenckiej” – podkreśla WP.
Z rozmowy między wieżą a pilotem wynika, że na kapitan jest wywierana presja, by lecieć (choć lotnisko było już od kilku minut zamknięte). Pilot mówi: „Wiem, ja rozumiem, no z tyłu nas też naciskają, dlatego pytam, żeby ewentualnie rzucić hasłem jakimś”.
Sprawę incydentu bada Państwowa Komisja Badania Wypadków. Kapitan statku, która zdecydowała się wystartować wbrew przepisom, „nie zgłosiła incydentu, co w efekcie doprowadziło do utraty nagrań z kabiny tamtego lotu”.