Ze słów byłego ministra pracy wynika, że w ręce bezpieki dostał się w sierpniu 1985 roku. Uległ szantażowi – podpisał zobowiązanie do współpracy w obawie przed ujawnieniem romansu oraz oddaniem jego trzyletniej córki do milicyjnej izby dziecka. SB czekała aż dwa lata, aby wykorzystać nowego agenta. Od końca 1987 roku do początku 1989 roku miało dojść do kilku spotkań.
– Odmawiałem, ale do kilku wymian zdań doszło pod presją, że SB ujawni moją deklarację współpracy – wyznał Michał Boni.
Zarzekał się jednak, że „nigdy nikogo na nic złego nie naraził”. Jak te rozmowy wyglądały? Esbecy przychodzili do niego na Uniwersytet Warszawski, gdzie wówczas pracował. Rozmowy miały być krótkie, a pytania nie dotyczyły pracy konspiracyjnej – mówił w środę.
Michał Boni rozpoczął działalność opozycyjną jako student polonistyki. Później współzakładał „Solidarność” na UW. W stanie wojennym organizował tajną strukturę związkową – Międzyzakładowy Komitet Koordynacyjny.
Potem z przyjaciółmi ze studiów, m.in. Andrzejem Urbańskim (dziś prezesem TVP) i Maciejem Zalewskim, założyli pismo „Wola” skierowane do robotników.