Kolejność polityków w rankingu mężów stanu, którą Polacy ułożyli w sondażu GfK Polonia dla „Rz” (4 stycznia na 500 osobach dorosłych), może budzić zdziwienie.
Lech Wałęsa, historyczny lider „Solidarności” i były prezydent, jest na czwartej pozycji. To wysoko, ale też nisko, skoro na pierwszym miejscu jest Kazimierz Marcinkiewicz, który premierem był zaledwie 9 miesięcy i wycofał się z polityki, a nawet wyjechał z kraju. – Marcinkiewicz i Wałęsa to przeciwstawne typy uprawiania polityki i każdy z nich jest na tej liście z innego powodu – tłumaczy socjolog prof. Andrzej Rychard.
Podkreśla, że Marcinkiewicz nie zapisał się w historii wielkimi konfliktami ani dokonaniami, a o jego pozycji zdecydowały nie cechy męża stanu, lecz zwykła popularność. – Polacy darzą sympatią tych, którzy odchodzą z poczuciem skrzywdzenia, jak odsunięty premier Marcinkiewicz – mówi Rychard.
Popularność Marcinkiewicza jest tak duża, że zdaniem politologa Marka Migalskiego miałby nawet szansę wygrać wybory prezydenckie: – Jeśli np. PO wystawiłaby go do tego wyścigu, uznając, że Donald Tusk się zgrał.Ale zdziwienie budzi nie tylko to, kto otwiera listę mężów stanu, lecz także kto ją zamyka. Dopiero na 14. pozycji znalazł się prezydent Lech Kaczyński. Tuż za nim – jeden z autorów transformacji, Leszek Balcerowicz. Jeszcze niżej były premier Jarosław Kaczyński i Jan Rokita, kiedyś typowany przez PO na „premiera z Krakowa”. A także były premier i twórca czterech dużych reform Jerzy Buzek oraz były premier Jan Olszewski, którego rząd upadł w słynną noc 4 czerwca 1992 r. Według socjologa Wojciecha Łukowskiego o tym, że na końcu listy znaleźli się Buzek czy Rokita, zdecydowało ich zniknięcie ze sceny politycznej. Migalski dodaje, że Buzek został uznany za słabego polityka i to się za nim ciągnie.
– Coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, ile ważnych reform było w tamtym okresie, ale też Buzek nigdy nie był agresywny w polityce, tylko wycofany. Marcinkiewicz też odszedł z polityki, ale umie o sobie przypominać, pozostali nie – zaznacza Rychard.