– Widziałem zepsuty sprzęt. Według mnie to nie są przypadkowe uszkodzenia, które mogą powstać przy upadku z biurka – ocenia minister Zbigniew Ćwiąkalski. Jego zdaniem prokuratura powinna się teraz zainteresować nie tylko zawartością twardych dysków, które już zabezpieczyła. Powinna też spróbować odtworzyć dane ze zniszczonych laptopów. – Rodzi się tu coraz więcej wątpliwości – dodaje minister Ćwiąkalski.
Popsute komputery pokazano dziennikarzom. W materiale zaprezentowanym przez TVN 24 okazało się jednak, że dziennikarce udało się włączyć rzekomo zniszczonego laptopa. Pojawił się ekran startowy, a nawet załadował się system operacyjny. Kiedy dziennikarka próbowała otworzyć jeden z katalogów na dysku, interweniował urzędnik, który zamknął laptopa. Sfilmowana sytuacja przeczyła informacjom, które wcześniej podało Ministerstwo Sprawiedliwości. Według rzecznika resortu oba komputery miały mieć zniszczone matryce oraz płyty główne i twarde dyski.Oprócz komputerów miały zostać zniszczone także karty SIM z telefonów, z których korzystało kierownictwo resortu. – Telefony zdawała moja asystentka, która wyciągnęła karty SIM, bo zawierały spis numerów telefonów, których używam – powiedział Ziobro. – To jest rzecz oczywista i moje prawo. Na tych kartach były zapisane telefony na biurka najważniejszych osób w państwie, telefony do prokuratorów, polityków.Były minister sprawiedliwości uznał, że badanie jego prywatnych dokumentów, które zostawił w laptopie, to prześladowanie polityczne opozycji i inwigilowanie.
– Nikt nie ma prawa badać, co zostawiłem na dysku, skoro nie ma podejrzenia popełnienia przestępstwa – powiedział Ziobro.Zarówno Zbigniew Ćwiąkalski, jak i prokuratura stanowczo odrzucają ten zarzut. Tłumaczą, że komputery są badane w ramach śledztwa w sprawie przecieku o akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa.