Polityków i obserwatorów zastanawia brak zgrzytów w koalicji PSL – PO. – Zdziwiony jestem zgodnością tego małżeństwa – mówi Krzysztof Janik, który był razem z ludowcami w rządzie Leszka Millera, gdy koalicyjna awantura goniła awanturę. – To tylko w telewizji tak wygląda, a szczególnie w terenie trwa walka buldogów pod dywanem – zastrzega jednak prominentny polityk PO.
Według naszych informacji Waldemar Pawlak obiecał Donaldowi Tuskowi wspólny start w wyborach. Jeśli chodzi o Parlament Europejski, to sprawa jest już właściwe przesądzona. Przedmiotem sporu jest jedynie ordynacja. Ludowcy wolą tę, która obowiązuje. PO chce jednej listy krajowej. – Możemy się zgodzić na podział na pięć okręgów wyborczych – deklaruje Stanisław Żelichowski, przewodniczący Klubu PSL. Politycy PO są jednak optymistami. – Zgodzą się w końcu na listę krajową – mówią.
Są też wspólne ustalenia w sprawie wyborów prezydenckich. Nawet jeśli ludowcy wystawią własnego kandydata, co wydaje się mało prawdopodobne, to w drugiej turze poprą Tuska. – Waldek liczy, że gdy Tusk zajmie się kampanią prezydencką, to on zostanie premierem – mówi poseł PSL.
Trudniejsze będzie przekonanie terenowych działaczy Stronnictwa do wspólnego startu w wyborach krajowych. Przymiarki już były przy okazji ostatnich wyborów, ale nic z tego nie wyszło. Przeciwny takim planom jest m.in. Marek Sawicki, minister rolnictwa i główny konkurent prezesa PSL. Tak przynajmniej mówi na spotkaniach w terenie.
– W PSL zrozumieli, że lepiej być na drugim miejscu wspólnej listy z PO niż na pierwszym i nie znaleźć się w Sejmie – uważa polityk SLD, który współpracę z ludowcami w koalicjach ocenia jako koszmar. I dodaje: – Pewien etap szaleństw się zakończył, oni uznali, że trzeba by się z kimś związać.