Przecież oświadczył, nawet na arenie międzynarodowej, że podpisze.
Obiecał to po swoim orędziu, które przygotował Jacek Kurski. To wymusiło na prezydencie zmianę decyzji i należy za to dziękować Jackowi Kurskiemu. On bowiem doprowadził do tego, że prezydent się zorientował, iż brnie w ślepy zaułek i jest krytykowany za granicą. Po wygłoszonym orędziu wszystko wskazywało na to, że w Bukareszcie prezydent będzie izolowany. Zatem wystąpienie przygotowane przez Jacka Kurskiego było przełomem w grze traktatem. Mam nadzieję, że obecne stanowisko prezydenta w sprawie ustawy kompetencyjnej to tylko wywieranie nacisku, by miała taki kształt, jak chce PiS.
Propozycja PiS dotycząca zmian w ustawie kompetencyjnej jest do przyjęcia?
Można zapisać, że dodatkowego zabezpieczenia – czyli zgody rządu, prezydenta, Sejmu i Senatu – wymaga zmiana stanowiska Polski w dwóch kwestiach, o które szedł spór: protokołu brytyjskiego i mechanizmu z Joaniny. Choć nie można zagwarantować funkcjonowania czegoś do końca świata, bo każdy rząd podejmuje własne decyzje. Ale propozycja PiS powoduje, że wszystkie decyzje dotyczące UE wymagałyby zgody aż czterech organów władzy. Na miły Bóg, nie! Dwie trzecie polityki zagranicznej i znaczna część wewnętrznej są związana z UE, to tysiące spraw! I nie wolno mieszać kompetencji władzy ustawodawczej i wykonawczej. Propozycja PiS dąży zatem do ograniczenia działań rządu w kwestiach, do których ma konstytucyjne kompetencje.
Nie sądzi pan, że rząd prowokuje trochę prezydenta do ostrych reakcji? To nie jest normalne, że listę kandydatów na nominacje generalskie dostarcza głowie państwa jakiś kurier.
Każdą sprawę można omówić w ciszy gabinetów i dotychczas tak było. Jeśli prezydent miał zastrzeżenia do działań ministra obrony, to powinien był go wcześniej zaprosić do siebie i wyjaśnić sprawę. A odbył się publiczny spektakl odrzucania kandydatów na generałów. To była demonstracja niechęci do premiera i tego rządu.