Państwa Europy Wschodniej mają oczywiście podstawy, żeby obawiać się Rosji i mają prawo do krytycyzmu, jeśli czują, że coś odbywa się ponad ich głowami. Ale ta administracja naprawdę bardzo się angażuje w dobre relacje z sąsiadami Rosji. Sekretarz stanu Blinken był miesiąc temu na Ukrainie i mówił tam ostre rzeczy, których nie słyszeliśmy przez poprzednie cztery lata za czasów prezydentury Trumpa. I trzeba zwrócić uwagę na kalendarz. Najpierw Biden przyjechał na szczyt NATO, gdzie ze wszystkimi sojusznikami rozmawiał o Rosji. Dopiero potem, nie wyłącznie jako prezydent USA, ale jako lider świata zachodniego, pojechał spotkać się z Putinem. Rozumiem obawy w Europie Wschodniej o to, żeby Biden nie wpadł w pułapkę Putina. Ale zapewniam, że jeśli jest jakaś osoba, która tym próbom Putina dzielenia Zachodu się nie podda, to jest właśnie Biden. Niestety, nie można tego powiedzieć o niektórych przywódcach europejskich.
Czy USA mogą sobie pozwolić na posiadanie dwóch wielkich wrogów w tym samym czasie? Czy eskalacja napięcia z Chinami nie wymaga od nich normalizowania relacji z Rosją?
Biden ma rację, gdy chce współpracy demokracji, żeby stawić czoła reżimom autorytarnym. Można stawić czoła obu wyzwaniom, ale ze świadomością, że różna jest ich natura. Chiny to gospodarcza przyszłość świata, przyszła superpotęga. Rosja to bardziej teraźniejszość. Jak spojrzymy na ich sytuację gospodarczą i demograficzną zapaść, to ten kraj za 20–30 lat nie ma przyszłości. Oczywiście ten reżim i Putin mogą mieć przyszłość, będą karmić się surowcami naturalnymi. Ale Rosja, jako potęga kształtująca nasze życie gospodarcze, nie ma przyszłości. Z Chinami wyścig jest w technologii i gospodarce, z Rosją w ideologii i wojsku.
O konieczność przedefiniowania relacji z Rosją mówi UE. Słychać głosy, że skoro sankcje nie działają, to trzeba próbować innych instrumentów. Słusznie?
Jakiś czas temu Komisja Europejska zrobiła badanie, które państwa członkowskie najbardziej ucierpiały na sankcjach gospodarczych wobec Rosji. No i wyszło, że to państwa Europy Wschodniej, które są orędownikami ostrych sankcji. A najmniej straciły państwa południa Europy, np. Włochy, które optują za zniesieniem sankcji. To pokazuje, że sankcje są decyzją wyłącznie polityczną. I to jest lepszy wybór niż pusty dialog. Fakt, że UE jednomyślnie zdecydowała o nich i podtrzymuje je już tyle lat, jest wielką wartością i ważnym sygnałem politycznym. Chciałbym zapytać tych, którzy mówią o znoszeniu sankcji, na co chcą je zmieniać? Dialog bez poszanowania podstawowych wartości? Musimy być strategicznie cierpliwi i przyjąć do wiadomości, że póki jest Putin, nie będzie rozsądnych relacji z Rosją. I nie tylko nie znosić sankcji, ale nawet je rozszerzyć, bo na razie zatrzymaliśmy się w pół drogi.