Wczesne lato 2007 r. Adam Hofman, poseł PiS, kilka tygodni wcześniej powołany na przewodniczącego sejmowej komisji śledczej ds. banków i nadzoru bankowego, wchodzi do gabinetu zajmowanego przez Tomasza Markowskiego, ówczesnego wiceszefa Klubu PiS, i posła Zbigniewa Girzyńskiego, ówczesnego sekretarza klubu. Swoim przyjaciołom skarży się, że media go lekceważą.
– Adam zawsze miał parcie na szkło. Lubił działać, organizować, ale lubił też, gdy to było dostrzegane – mówi jego kolega z frakcji młodych PiS.
Hofman znalazł wówczas sposób, by przebić się do opinii publicznej. Zamieścił w swoim wideoblogu klip. „Na sali nie ma już śledczych, nie ma już dziennikarzy, nie ma już nikogo. Niestety, nie pojawił się bardzo ważny świadek – prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz" – mówił do kamery dramatycznym tonem.
Cztery lata później o zainteresowanie dziennikarzy nie musi już zabiegać. Z polityka drugiego szeregu stał się rzecznikiem Klubu PiS i wygrał rywalizację z partyjnym „pitbullem" Jackiem Kurskim o funkcję głównego spin doktora partii (osoby odpowiedzialnej za wizerunek ugrupowania). – W telewizji go pełno. W klubie żartują, że nawet śpi w makijażu, by być w każdej chwili gotowym do wystąpienia przed kamerami – mówi polityk PiS.
– To mocna osobowość. Dzięki temu został zauważony nie tylko on. Większą uwagę media zwracają na to, co ma do powiedzenia PiS. Nie tylko o Smoleńsku – ocenia Tomasz Kalita, rzecznik Klubu SLD.