Polityka w wymiarze medialnym jest spektaklem. Budzi się emocje po to, żeby zainteresować ludzi. Ale nie emocje mają być podstawą działania w polityce. Polacy mają prawo żyć w dobrze, rozsądnie zarządzanym kraju. Chcą czuć się bezpiecznie, gdy rząd wie, co zrobić, żeby nasz deficyt był mniejszy, a nie większy. Wie, jak prowadzić dobrą politykę zagraniczną, rodzinną czy zdrowotną.
A PJN wie, jak ograniczyć deficyt?
Tak. Zamiast dewastować system emerytalny, trzeba uprościć podatki, zmniejszyć biurokrację, obniżyć koszty pracy, wydłużyć wiek emerytalny, zlikwidować liczne przywileje branżowe, pozwolić przedsiębiorcom rozwijać skrzydła. Zastosować w praktyce zasadę pomocniczości państwa, wprowadzić konkurencję dla urzędów pracy, czyli dać pole dla działania niepublicznych agencji zatrudnienia, przeprowadzić solidną rewolucję w systemach pomocowych. Przedstawiliśmy już zręby naszego programu gospodarczego, rozesłaliśmy go do konsultacji wielu środowiskom. Czekamy na opinie i w marcu organizujemy dużą debatę na ten temat.
Wasza współpraca z PO nabrała ostatnio innego kształtu. Politycy PiS nieoficjalnie mówią, że zrobiliście z PO i PSL koalicję w mediach. Jak się pani w niej czuje?
Najwyraźniej politycy PiS leczą kaca po kilkuletniej koalicji medialnej z SLD...
Jak rozumiem, chodzi o sugestie, że profesor Wojciech Roszkowski [członek nowej rady nadzorczej TVP] jest „nasz", a nie PiS. Być może profesor jest jedynym niezależnym od politycznych wpływów członkiem rady nadzorczej? Wierzę, że będzie działał na rzecz dobra mediów publicznych, a nie na rzecz jakiegokolwiek ugrupowania.
Dlaczego wyborcy rozczarowani PiS i PO mają głosować akurat na was, a nie na SLD?
Co się stanie, jeśli do przyszłego Sejmu z wysokim wynikiem wejdzie SLD, a nie będzie PJN? To będzie oznaczało, że przy każdym układzie koalicyjnym Sojusz jest w rządzie. Koalicja SLD z Platformą to kolejne cztery lata stracone dla rozwoju Polski. Wiemy już, jak Tusk wyobraża sobie rządzenie – nie reformy, ale trwanie na urzędzie. A co do tego doda SLD oprócz kilku postulatów antyklerykalnych, z którymi trudno się będzie zgodzić Platformie? Nic.
Politycy PiS, w zależności czy słońce świeci, czy deszcz pada, składają przeróżne deklaracje koalicyjne. Jeśli PiS nie chce czy też nie jest w stanie wchodzić w żadne koalicje po wyborach, to nie ma realnej szansy na rządzenie, nawet jeśli wynik będzie przyzwoity. Tylko że wtedy pojawia się pytanie, po co głosować na PiS? Jednocześnie, choć Jarosław Kaczyński gorąco od kilku dni zaprzecza, nie można wykluczyć koalicji PiS z SLD. Skoro Jarosław Kaczyński był w stanie wejść w koalicję z LPR i Samoobroną, nie sądzę, żeby zbyt długo hamletyzował przed wejściem w koalicję z SLD. A biorąc pod uwagę hasła powszechnej, choć kosztownej, szczęśliwości, można śmiało założyć, że licznik Balcerowicza [licznik długu publicznego] pracowałby z jeszcze większym impetem.
W 2005 r. Polacy oczekiwali rewolucji moralnej, zmiany konstytucji i wywrócenia porządku III RP do góry nogami. PO i PiS przedstawiły wtedy pomysł na Polskę po aferze Rywina. Co wy proponujecie?
Gdyby tamte wyobrażenia, nadzieje, oczekiwania się spełniły, gdyby powstała koalicja PO – PiS, nie byłoby dzisiaj PJN. My przyznajemy się do tamtych marzeń. Kłopot w tym, że wtedy PiS i PO proponowały wiele dobrego, a w efekcie obie partie wydobyły z siebie to, co najgorsze. Dzisiaj rozważania o rewolucji moralnej, która miała nastąpić w 2005 roku, to już historia, najważniejsza praca dla polityków to solidna reforma finansów publicznych.
Do kogo chcecie trafić z tym pozytywizmem?
Do wszystkich, którzy tak jak my są przekonani, że przed Polską ważne dziesięć lat i albo je dobrze wykorzystamy, albo szansa skoku rozwojowego przeleci nam koło nosa. Do wszystkich, którzy uważają, że czas sporów politycznych o przeszłość powinno się przenieść na uniwersytety do katedr historii, a zająć tym, co najważniejsze przed nami.
Dzisiaj Tusk z Kaczyńskim toczą spór, który rozpoczęli w latach 90., zamknięci w tamtych emocjach, kompleksach wobec Zachodu, dawnych wyobrażeniach, jak być powinno. Nie mam złudzeń, niczego nowego, świeżego już do publicznej debaty nie wniosą. Założyciele PJN to młodsza generacja polityków, taka zmiana pokoleniowa jest dzisiaj istotna, nie mamy balastu tamtych emocji i tamtych cywilizacyjnych kompleksów.
Nie sądzę, by losy Adama Bielana i Michała Kamińskiego wywoływały dziś wypieki na policzkach Polaków
Co się dziś stało z Adamem Bielanem i Michałem Kamińskim. Media spekulują, że już się z wami pożegnali.
Nie sądzę, by losy Adama i Michała wywoływały dziś wypieki na policzkach Polaków. Nie było żadnego „żegnaj". Michał Kamiński pracuje ciężko na rzecz PJN, w ostatnią sobotę byliśmy razem na konwencji regionalnej w Tarnowie, z Adamem nie widziałam się od kilku tygodni.
Jak się pani czuje w sporze o schedę po Lechu Kaczyńskim, której arbitrem ma być Marta Kaczyńska?
Powinniśmy szanować swoich byłych prezydentów i swoich byłych szefów rządów w imię tego, żeby być szanowanym w przyszłości. A poza tym powinniśmy korzystać z tego, co w polityce tych osób było dobre.
Nie widzę niczego złego w sięganiu po różne dobre doświadczenia, które były udziałem Lecha Kaczyńskiego. Jego koncepcja Polski jako lidera regionu była dobra. Bardzo byłam zadziwiona wypowiedzią Marty Kaczyńskiej [że PJN nie ma prawa odwoływać się do dorobku Lecha Kaczyńskiego], dlatego że wydawało mi się, iż ona powinna być zainteresowana tym, żeby jak najwięcej środowisk politycznych sięgało po spuściznę po jej ojcu. Ja osobiście Martę lubię, szanuję, poznałyśmy się w kampanii, ale akurat tego nie rozumiem.
Wasze odejście z PiS wynikało z konfliktu dotyczącego oceny nowego wizerunku Jarosława Kaczyńskiego po kampanii wyborczej. Kto miał rację? Wszak PiS zaczyna rosnąć w sondażach.
To my mieliśmy rację. PiS zyskuje w sondażach, bo wrócił do miękkiego języka. Stara się mniej mówić o Smoleńsku, więcej o polityce gospodarczej i innych kwestiach. Jedna rzecz jest warta przypomnienia: prezes Kaczyński się z takiego sposobu uprawiania polityki wypisał, kiedy powiedział, że prowadził kampanię, z którą się fundamentalnie nie zgadzał. Dziś PiS „na miękko" to tylko wyrób czekoladopodobny. Oryginał polityki racjonalnej, rozważnej, merytorycznej jest w PJN.
Prezydent Bronisław Komorowski ostrzega, że po wyborach nie musi desygnować na premiera szefa partii, która wygra. To przestroga dla PiS czy PO?
To konstytucyjne prawo prezydenta. Jeśli już miałaby to być przestroga, to raczej skierowana do wewnątrz Platformy.