Marsz Niepodległości i Solidarności ma być odpowiedzią na berlińskie wystąpienie szefa MSZ Radosława Sikorskiego, w którym zachęcał do przekształcenia UE w federację. Już teraz wywołuje kontrowersje nie tylko wśród polityków innych partii, ale nawet w samym PiS.
– Chcemy, żeby na marsz przyszli wszyscy, którym nie podoba się próba ograniczania niepodległości Polski, a ostatnio mamy z nią niemal nieustannie do czynienia – mówi "Rz" wiceprezes PiS Mariusz Kamiński.
Ale w samym Prawie i Sprawiedliwości posłowie są zaskoczeni pomysłem. Podczas spotkania klubu parlamentarnego nie było o nim mowy. – Niczego z nami nie przedyskutowano, nie powiedziano, kto za co odpowiada. O wszystkim dowiedzieliśmy się z telewizji – narzeka poseł z Wielkopolski. Podkreśla, że skoro w wielu miejscach rozwiązano struktury partii, trudno będzie zorganizować marsz.
– Jeśli prezes myśli, że wystarczy jego nazwisko, by ludzie przyszli na marsz, to się mocno zdziwi – mówi jeden z posłów PiS z centralnej Polski.
Inne partie do marszu odnoszą się krytycznie. Nie wybierają się nawet politycy Solidarnej Polski. – Będziemy uczestniczyć w obchodach upamiętniających ofiary stanu wojennego. Marsz odwraca od nich uwagę – wyjaśnia Andrzej Dera, poseł SP.