Najprawdopodobniej na marne pójdzie prawie rok bezprecedensowego społecznego lobbingu na rzecz zmiany przepisów dotyczących płacenia i pobierania przez samorządy tzw. janosikowego, czyli dotacji, które bogate gminy płacą na rzecz teoretycznie biedniejszych.
Członkowie komitetu Stop Janosikowe najpierw zebrali ponad 150 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem, który zakładał, że duże miasta płaciłyby mniej niż dziś (Warszawa oddaje rocznie na ten cel ok. 700-900 mln zł, Mazowsze - drugie tyle). Następnie złożyli go w Sejmie. Przez rok spotykali się z posłami, senatorami, kilkudziesięcioma samorządami i organizacjami pozarządowymi w całym kraju.
- Muszę nieskromnie przyznać, że akcji społecznej na taką skalę nie było dotąd w kraju - ocenia lider komitetu Stop Janosikowe, warszawski przedsiębiorca Rafał Szczepański.
Posłowie po raz pierwszy w historii nie odrzucili projektu w pierwszym czytaniu, a specjalna podkomisja kierowana przez posła Waldy’ego Dzikowskiego (PO) wypracowała tuż przed wakacjami kompromisowy, wydawałoby się, projekt zmian, na którym samorządy w Polsce miały zyskać ok. 450 mln zł, w tym 97 proc. gmin, 94 proc. powiatów i wszystkie województwa. W budżetach Warszawy i Mazowsza zostałoby najwięcej - łącznie prawie 200 mln zł. Ale np. Poznań zyskałby blisko 14 mln zł, Gdańsk - 4,2 mln zł , Katowice - 4,4 mln zł, Łódź - 5,9 mln zł, Wrocław - 5 mln zł, Bydgoszcz - 2,8 mln zł, Lublin - 2,9 mln zł.
Niestety, połączone komisje Samorządu Terytorialnego i Finansów odrzuciły to rozwiązanie w głosowaniu. Projekt ustawy może uratować już tylko głosowanie plenarne w Sejmie. Miało się odbyć zaraz po wakacjach, zostało jednak przełożone (na razie bez terminu), by mazowieccy posłowie mieli jeszcze trochę czasu na przekonanie do nowych rozwiązań nieprzekonanych kolegów posłów z innych regionów. - Jest ciężko. Za zmianą przepisów jest tylko Mazowsze i Wielkopolska - ocenia warszawski poseł PO Marcin Kierwiński.