Nie liczba nadzorców, lecz jakość ich pracy jest ważna. Głośną sprawę porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika nadzorowało kolejno kilkudziesięciu prokuratorów, a nie wyłapali ewidentnych błędów w śledztwie. Dziś trudno dojść prawdy.
Na wizerunek prokuratury wpływają też zastrzeżenia dotyczące śledztwa smoleńskiego i takie historie, jak kompromitacja w sprawie Amber Gold.
Liczby na korzyść
Ale z danych zawartych w sprawozdaniu Andrzeja Seremeta wynika, że prokuratura pracuje lepiej. Ubyło trwających latami śledztw (ich liczba zmniejszyła się o jedną trzecią), prokuratorzy rzadziej je umarzają. Z powodu niewykrycia sprawcy uczynili to w 171 tys. spraw, czyli mniej o ponad 10 tys. niż w 2010 r. Do sądów trafiło 382 tys. aktów oskarżenia (o 6,3 tys. więcej niż rok wcześniej).
To zapewne miało wpływ na ocenę wystawioną prokuraturze przez szefa rządu.
Podejmując decyzję, premier wziął też pod uwagę raport o parabankach przygotowany przez Andrzeja Seremeta (wczoraj ujawniła go „Rz”).
Wynika z niego, że liczba spraw dotyczących białych kołnierzyków rośnie w zawrotnym tempie. W ciągu pięciu lat przybyło ich o ponad 70 proc., osiągając liczbę 27,8 tys. Ale tylko w co czwartej do sądu trafił akt oskarżenia. Ponad połowę spraw umorzono, a w co piątej prokuratura nawet nie wszczęła śledztwa, uważając, że nie ma podstaw.
Spraw dotyczących parabanków było przez pół dekady w kraju ok. 140, z tego w 40 znaleziono dowody i podejrzani stanęli przed sądem.
Czy połowa umorzonych spraw to dużo? – Prokuratury zarzucane są doniesieniami, lecz znaczna ich część jest na wyrost, stąd tyle umorzeń. Ale zdarza się i tak, że prokurator nie ogarnia skomplikowanej materii, a opinie biegłych są na niskim poziomie – mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości.