Prokuratura Okręgowa w Legnicy odmówiła wszczęcia śledztwa dotyczącego nieprawidłowości podczas wyborów szefa dolnośląskiej Platformy. Wygrał je Jacek Protasiewicz, co spotkało się z odwetem ludzi Grzegorza Schetyny. Po wyborach „Newsweek" opublikował nagrania, na których poseł PO Norbert Wojnarowski obiecywał delegatowi Edwardowi Klimce załatwienie stanowiska w KGHM w zamian za głos na Protasiewicza.
Na drugim nagraniu poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli namawiać innego delegata do głosowania na Protasiewicza i sugerować, że w zamian mógłby trafić do rady nadzorczej państwowej spółki.
Taśmy trafiły do prokuratury, która jednak nie dopatrzyła się korupcji. Kluczowe są trzy tezy prokuratury. Po pierwsze, prokuratura uznała, że choć Wojnarowski, Jaros i Borkowski to osoby publiczne, to jednak składając propozycje stanowisk, nie działali jako funkcjonariusze publiczni, tylko politycy PO.
„Wymienieni przy podejmowaniu analizowanych działań – niezależnie od pełnionych funkcji, w szczególności posła na Sejm RP, czy radnego, nie wykonywali przysługujących im z tego tytułu uprawnień, lecz występowali jako członkowie określonej organizacji partyjnej" – czytamy w uzasadnieniu, do którego dotarła „Rz".
Zapytaliśmy prokuraturę, dlaczego uznała, że w tym przypadku posłowie występowali wyłącznie jako członkowie PO. – Dlatego że prowadzili wewnątrzpartyjne negocjacje, a nie rozmowy dotyczące instytucji publicznych – mówi Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka legnickiej prokuratury.