O kontrowersjach w sprawie uczczenia Stanisława Mikulskiego minutą ciszy pisaliśmy w rp.pl w środę. Odtwórca legendarnej roli Hansa Klossa w „Stawce większej niż życie" zmarł 27 listopada, a pogrzeb odbył się dziś, w związku z czym posłowie SLD złożyli projekt uchwały w sprawie uczczenia pamięci Mikulskiego. Marszałek Sikorski uznał, że uchwała to za dużo i zdecydował się na kompromisowe rozwiązanie – minutę ciszy.
Dlaczego ta decyzja nie spodobała się prawicy? Bo w PRL Mikulski nie krył ciepłych relacji z przedstawicielami władzy. Po wprowadzeniu stanu wojennego, w odróżnieniu od innych aktorów nie przyłączył się do bojkotu telewizji. W 2011 roku dostał propozycję startu do Senatu z list SLD.
Decyzji o minucie ciszy sprzeciwiał się m.in. Patryk Jaki z Solidarnej Polski, ale najdalej poszedł Stanisław Pięta z PiS. W rozmowach z mediami zadeklarował, że celowo spóźni się na obrady albo w trakcie ciszy opuści salę. Dlatego po rozpoczęciu obrad stał z fotela i ustawił się przy drzwiach.
– Wielu kolegów było przygotowanych, by zrobić to samo. Formuła, którą przyjął marszałek Sikorski uniemożliwiła nam jednak opuszczenie sali – żali się poseł Pięta.
O jakiej formule mowa? W czwartek w szpitalu w Katowicach zmarł Kazimierz Świtoń, działacz opozycyjny w PRL i poseł I kadencji, który później zasłynął jako obrońca krzyża na terenie żwirowiska w obozie Auschwitz. Radosław Sikorski w ostatniej chwili postanowił jedną chwilą ciszy uczcić zarówno Mikulskiego, jak i Świtonia.