Nazywa się Jeremy Corbyn i - jak na VIP-a w brytyjskiej polityce jest w wieku poważnym – ma 66 lat. Czyli o 18 lat więcej niż premier i szef Partii Konserwatywnej David Cameron oraz 21 lat więcej niż Ed Milliband, przywódca laburzystów, który podał się do dymisji po nieoczekiwanej porażce swojej partii w majowych wyborach parlamentarnych.
Partia Pracy szukuje się do wybrania następcy Millibanda. Na razie w tym wyścigu prowadzi właśnie Jeremy Corby, choć ostateczny wynik poznamy we wrześniu. Ale już dziś inni kontrowersyjny laburzysta (znany z popierania wenezuelskiego przywódcy Hugo Chaveza), były burmistrz Londynu Ken Livingstone stwierdził, jak cytuje BBC, że widzi w nim przyszłego premiera. - On elektryzuje kampanię wyborczą w Partii Pracy i odpowiada na potrzeby opinii publicznej – twierdzi Livingstone.
Zupełnie inaczej patrzą na ewentualnego przyszłego szefa rządu Wielkiej Brytanii zwolennicy status quo na wyspach i w Unii Europejskiej.
Niemiecki konserwatywny dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung" nazywa go brytyjskim Ciprasem, bo poglądami i stylem przypomina skrajnie lewicowego premiera Grecji. Podobnie go zresztą określa nawet część laburzystów, w tym kontrkandydatka w walce o przywództwo w partii Liz Kendall.
Jeremy Corbyn gardzi kapitalizmem i monarchią. W 2002 roku na pogrzebie Królowej Matki (matki Elżbiety II) pojawił się w luźnym blezerze. Krawatów unika, choć na niektórych zdjęciach widać, że zdarza mu się go założyć do czerwonej marynarki.