W środę Komisja Europejska ma stwierdzić w specjalnym raporcie, że Sofia spełniła wszystkie kryteria członkostwa w unii walutowej. – Jestem przekonany, że tak się stanie – zapowiedział premier Rosen Żelazkow. Jeśli, jak wszystko na to wskazuje, jego przewidywania się spełnią, w ciągu kilku tygodni zgodę na przyjęcie do strefy euro nowego państwa powinny wydać rządy 20 krajów do tej pory dzielących wspólnotowy pieniądz. Ale to już raczej formalność.
Euro Bułgarzy zaczną używać od 1 stycznia 2026 roku. Przez pół roku będzie ono równolegle w obiegu z lewami. Dla gospodarki przystąpienie do unii walutowej nie powinno spowodować znaczącego szoku. Od 1997 roku narodowa waluta było sztywno powiązana z niemiecką marką, a dwa lata później – z euro. Wśród ekonomicznych korzyści należy jednak wskazać na zasadniczy spadek cen kredytów i obsługi zagranicznego długu. We wtorek rentowność dziesięcioletnich bułgarskich obligacji wynosiła 3,85 proc., znacznie mniej niż polskich (5,40 proc.). Bułgaria wyśle też swojego przedstawiciela do Rady Europejskiego Banku Centralnego (EBC), przez co zyska wpływ na politykę monetarną strefy euro. Do tej pory właściwie tylko ponosiła jej skutki.
Przyjazny Rosji prezydent Rumen Radew do końca chciał wstrzymać przyjęcie euro
Akcesja do unii walutowej jest jednak dla Bułgarii przede wszystkim aktem politycznym. Pokazuje zachodni wybór w kraju, gdzie rosyjskie wpływy są bardzo silne. Do końca przeciw przyjęciu euro opowiadał się prezydent kraju Rumen Radew. Chodzi o polityka, który 9 maja, gdy w Moskwie odbywała się parada zwycięstwa, przekonywał, że Europa nie ma żadnej strategii wobec Ukrainy, a walka tego kraju z Rosją jest skazana na porażkę. Radew proponował, aby decyzję o przyjęciu euro podjęli sami Bułgarzy w referendum.
Z najnowszego Eurobarometru (badania opinii społecznej przeprowadzane w całej Unii przez Brukselę) jedynie 43 proc. ankietowanych w Bułgarii chce porzucenia lewa, a 50 proc. jest temu przeciwna. Trybunał Konstytucyjny uznał jednak, że skoro za akcesją do unii walutowej opowiedział się parlament (171 głosami w 240-osobowej izbie), to inny tryb podjęcia decyzji w tej sprawie nie jest już możliwy.