Jednomandatowy system większościowy (całą pulę przejmuje „pierwszy na mecie”), który od pokoleń chronił Zjednoczone Królestwo przed przejęciem władzy przez ekstremistów, może teraz obrócić się przeciwko państwu. Tak przynajmniej uważa John Curtice, uznawany za najlepszego analityka zmian społecznych w kraju. Deklarację złożył po lokalnych wyborach uzupełniających na początku maja, w których m.in. w hrabstwie Runcorn i Helsby w północno-zachodniej Anglii partia Nigela Farage’a zdobyła 38,7 proc. głosów.
Nie tylko tu, ale i w skali całego kraju jego ugrupowanie Reform UK jest na fali. Sondaż YouGov z tego tygodnia podaje, że może liczyć na 29 proc. głosów wobec 22 proc. dla Partii Pracy i 17 proc. dla Liberalnych Demokratów. W tym zestawieniu Partia Konserwatywna, która była u władzy w latach 2010–2024, spadła na czwarte miejsce z ledwie 16 proc. Brytyjska ordynacja wyborcza, która przyznaje cały okręg wyborczy ugrupowaniu uzyskującemu największe poparcie (nie ma drugiej tury), dałaby w takim układzie Reform UK około 300 mandatów w 650-osobowej Izbie Gmin. A więc już bardzo blisko większości.
Czytaj więcej
Według najnowszego sondażu YouGov dla Sky News, Reform UK, kierowana przez Nigela Farage’a ma obe...
Laburzyści płacą za politykę oszczędzania premiera Keira Starmera
Choć wybory mają się odbyć dopiero za cztery lata, tygodnik „The Economist” uważa, że możliwość przejęcia władzy przez Farage’a jest całkiem realna. Farage już raz zmienił kierunek historii kraju. Jego poprzednie ugrupowanie, UKIP, opowiadało się za wyjściem królestwa z Unii Europejskiej. W obawie, że wyborcy przejdą do rywala, konserwatywny premier David Cameron obiecał wtedy, że jeśli ponownie wygra wybory w 2015 r., zorganizuje referendum rozwodowe. Ku powszechnemu zaskoczeniu głosowanie w tej sprawie w 2016 r. przegrał.
Teraz cel Farage’a jest jeszcze ambitniejszy. To już nie jest tylko próba wpływania na tych co sprawują władzę, ale zamiar jej przejęcia.