Szef Biura Ochrony Rządu Krzysztof Klimek złożył wniosek o odejście ze służby. Oficjalnie u podstaw tej decyzji leżą „sprawy osobiste" (co wiąże się z chorobą bliskiej mu osoby), ale główny powód jest dla wszystkich oczywisty.
– Powiedział, że nie da się zwolnić i woli odejść na własnych zasadach. Tu nikt się nie łudzi, że szefowie służb po Platformie zostaną. Nikt nie zostanie – mówi nam wieloletni funkcjonariusz BOR.
Po audycie – reforma
Klimek odchodzi, bo może to zrobić, i to na dobrych warunkach – ma wysługę lat uprawniającą go do emerytury mundurowej i nadany przez prezydenta Bronisława Komorowskiego w ubiegłym roku stopień generała brygady.
Wie, że byłby pierwszym zwolnionym szefem służby. PiS od czasu katastrofy smoleńskiej ma fatalną opinię o Biurze, poza tym Klimek został szefem BOR dzięki Donaldowi Tuskowi, którego był zaufanym kierowcą.
– Zastrzeżeń do BOR jest bardzo dużo, poczynając od tego, że ta służba nie wywiązała się ze swoich zadań w przypadku katastrofy smoleńskiej; w kolejnych latach również było mnóstwo uwag do jej działań. Z Biura masowo odchodzili funkcjonariusze, podobno z powodu złej atmosfery, ale z czego się brała, nigdy nie wyjaśniono – mówi poseł Jarosław Zieliński z PiS, były wiceminister spraw wewnętrznych. – Prowadzono błędną politykę kadrową, ponieważ nie przyjmowano nowych osób na miejsce odchodzących, dochodziło do sytuacji, gdy BOR był odsuwany od niektórych zadań, a do ochrony angażowano firmy prywatne – wylicza.