Gdyby ktoś spojrzał na polską politykę w ciągu ostatnich dwóch lat z dystansu – o to trudno, wiem – zobaczyłby zgoła absurdalny obraz. Oto prominentni członkowie dwóch najważniejszych ugrupowań, z których oba prezentują od dawna skrajnie antyrosyjskie stanowisko, licytują się na to, kto jest większym wrogiem Rosji, i wzajemnie zarzucają sobie chodzenie na pasku Putina. Gotowy materiał na skecz Monty Pythona.
Stosunek PiS i PO do Rosji był znacznie mniej ortodoksyjny
Gdyby sięgnąć w przeszłość, okazałoby się, że był czas, gdy stosunek obu ugrupowań do Rosji był znacznie mniej ortodoksyjny. „10 kwietnia tego roku doszło do wielkiej tragedii. Odruch współczucia i sympatii milionów Rosjan został przez Polaków dostrzeżony. Został dostrzeżony i doceniony. Dziękujemy za każdą łzę, za każdy zapalony znicz, za każde wzruszające słowo” – zwracał się do „przyjaciół Rosjan” w specjalnym internetowym posłaniu nie kto inny jak pan Jarosław Kaczyński 9 maja 2010 r., miesiąc po katastrofie smoleńskiej i dwa lata po rosyjskim ataku na Gruzję.
Czytaj więcej
- Kolegium pracuje w warunkach pełnej tajności, nie mogę relacjonować tego co dobyło się w jego trakcie - mówił po posiedzeniu zwołanego na środę Kolegium ds. Służb Specjalnych premier Donald Tusk.
Nagranie pojawiło się podczas kampanii wyborczej, w której prezes PiS był kontrkandydatem Bronisława Komorowskiego. Inaczej niż dzisiaj, nie było to więc rywalizowanie na to, kto bardziej Rosji i Rosjan nienawidzi, ale kto jest do nich mniej uprzedzony. A przypomnieć trzeba, że na defiladę na rosyjski dzień zwycięstwa miał lecieć sam Lech Kaczyński. Dzisiaj może się to wydawać niepojęte, ale w tamtym czasie polskie partie głównego nurtu starały się unikać oskarżeń o rusofobię.
„Skoro jednak Rosja upiera się przy swoim systemie wartości, zasadzającym się na własnych tradycjach i kodach kulturowych, wobec tego oparcie współpracy unijno-rosyjskiej na uzgodnionych »regułach gry« musi nam wystarczyć. Do tego przekazu odwoływało się stwierdzenie premiera Donalda Tuska – w duchu realizmu, w miejsce nieskutecznego nieprzejednania – że: »będziemy współpracować z Rosją taką, jaką ona jest«” – to z kolei minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w roku 2007, wskazujący, na czym ma się zasadzać różnica między polityką PO a „nieskutecznym nieprzejednaniem” PiS w sprawie rosyjskiej. Wkrótce stałym i częstym gościem pana ministra w Polsce stał się Siergiej Ławrow, szef MSZ Federacji Rosyjskiej.