– Organizacja znalazła się na rozdrożu i stanęła przed wyborem: albo ilościowe rozszerzenie, albo jakościowe wzmocnienie. Wybrano pierwszy wariant, a to może zamknąć lub bardzo utrudnić realizację drugiego. BRICS będzie się teraz transformował w zupełnie inną organizację, bo nie można ograniczać się przyjęciem tylko kilku, dowolnie wybranych krajów. Inne się obrażą – podsumowuje rosyjski ekspert Fiodor Łukjanow.
Pięciu plus pięciu
Od 1 stycznia formalnymi członkami luźnego ugrupowania założonego w 2009 roku zostały Egipt, Arabia Saudyjska, Iran, Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Etiopia. Wraz z już należącą Brazylią, Rosją, Indiami, Chinami i RPA będzie reprezentowało ponad 3,5 mld ludności, wytwarzającej jednak tylko ok. 28 proc. światowego PKB.
Czytaj więcej
Porozumienie między Buenos Aires a MFW, którego największym udziałowcem są USA, wieńczy rewolucję geopolityczną zainicjowaną przez nowego prezydenta Javiera Mileia.
– Rosyjski prezydent Władimir Putin już każe rozściełać czerwony dywan na powitanie na październikowym szczycie grupy w Kazaniu – zauważył jeden z publicystów. W przeciwieństwie do zeszłorocznego szczytu w RPA, na który Putin nie pojechał, bojąc się listu gończego Międzynarodowego Trybunału Karnego, tym razem będzie w pełni korzystał ze zjazdu szefów państw.
Mimo że o ogłoszeniu o przyjęciu nowych członków zadecydowano wcześniej i zaanonsowanie tego 1 stycznia było czystą formalnością, kremlowska propaganda już ogłosiła wielkie zwycięstwo Rosji. Izolowana przez Zachód należy do grupy, która pretenduje do reprezentowania całego globalnego Południa.