Zimna wojna domowa już trwa. Państwo stosuje represje, a ci, którzy stawiają opór, wyjeżdżają i z zagranicy uderzają w reputację Rosji. Nie sądzę jednak, że po ulicach naszych miast będą chodzić uzbrojone formacje. Bunt Prigożyna trwał 12 godzin, nie doszło nawet do bombardowania jego kolumny.
Ostatnio w Sewastopolu rakieta trafiła w sztab Floty Czarnomorskiej. Kilkakrotnie naprawiano most krymski. To podkopuje wizerunek Putina?
Rosjanie o tym niewiele wiedzą, bo najważniejsze media tu o tym nie mówią.
A jeżeli jutro ukraińska armia przedrze się przez rosyjską linię obrony i wkroczy na Krym?
Dla Putina Krym jest jak Święty Graal, jak diament w koronie. Uważa, że to (aneksja – red.) było największym osiągnięciem jego rządów. Jeżeli ktoś pokusi się na tę jego koronę, to on zrobi wszystko, by wyrwać przeciwnikowi ręce. Nie będę mówił o apokalipsie. Nic tego nie sugeruje, ale boję się wyobrazić, co może się wydarzyć.
Odbudowa relacji pomiędzy Rosjanami a Ukraińcami jest możliwa?
Myślę, że od zakończenia wojny można będzie o tym rozmawiać, jak miną dwa kolejne pokolenia. W 1967 roku miałem 12 lat, gdy do Wołgogradu, byłego Stalingradu, w 25. rocznicę zakończenia bitwy stalingradzkiej, przyjechali piloci z Niemiec, którzy bombardowali miasto. Widziałem, jak obściskiwali się z radzieckimi weteranami, pili wódkę i wygłaszali toasty, by nigdy więcej nie przyszło im strzelać do siebie. Jako dziecko byłem wtedy mocno zdziwiony, bo wychowywałem się w środowisku antyfaszystowskim i wydawało mi się, że przecież od tamtych wydarzeń minęło zaledwie 25 lat.
Niemcy do dzisiaj przepraszają za zbrodnie popełnione w czasie II wojny światowej. Czy Rosjanie będą zdolni do przeprosin, jeżeli przegrają tę wojnę?
Już przegraliśmy, nastąpiło to 24 lutego 2022 roku. To nie mierzy się kilometrami kwadratowymi. Liczy się to, co czują ludzie. W Rosji przed wybuchem działań wojennych 11 mln rodzin miało bliskich krewnych w Ukrainie. Nie chodzi o dalekich krewnych. Dzisiaj matka nienawidzi córki, a wnuk nie wierzy dziadkowi. To ktoś będzie musiał pozszywać. Relacje międzypaństwowe będą cyniczne. Jeszcze przyjedzie do Moskwy przyszły polski prezydent, a nowy prezydent Rosji kiedyś odwiedzi Warszawę. I razem jeszcze udadzą się do miejsca, gdzie zginął prezydent Lech Kaczyński. Politycy znajdą wspólny język. Relacje międzyludzkie trzeba będzie leczyć. Wtedy będą już potrzebni nie chirurdzy, lecz terapeuci.
Co tak naprawdę dzisiaj o Polsce myślą w Rosji?
Nie dowiemy się tego, słuchając propagandy. W rzeczywistości polonofobia jest duża i ciągnie się z lat 30. ubiegłego wieku. Przeglądałem kiedyś archiwalne dokumenty z czasów Stalina i byłem zdziwiony, że Polska była wtedy głównym wrogiem i najwięcej łapano właśnie polskich szpiegów. Myślę, że to była taka choroba ciągnąca się z czasów, gdy Armia Czerwona odniosła klęskę w Bitwie Warszawskiej w 1920 roku. To była jedyna klęska wojskowa, uderzająca przez lata osobiście w Stalina i rosyjskie elity. Tak było przed i pozostało po 1939 roku. Pamiętamy też, że Putin jeździł do Polski i potępiał podział II RP pomiędzy ZSRR a hitlerowskimi Niemcami. Pamiętamy, co mówił na Westerplatte (w 2009 roku – red.). Takim ludziom trudno przepraszać, odczuwają jakieś upokorzenie. Polska pomoc dla Ukrainy tylko zaostrzyła te nastroje.
Myśli pan, że antypolskie nastroje rosyjskich elit mają związek z przegraną wojną sprzed ponad 100 lat?
Myślę, że tak. To upokorzenie utrwaliło się w pamięci historycznej. Rosyjskie elity czują się z tym nieswojo. Niezręczna jest dla Rosji też pamięć o wydarzeniach 1939 roku, jak również pamięć o roku 1980, gdy doszło do upokorzenia ówczesnej Rosji przez polską Solidarność, a wojska radzieckie nie zostały wprowadzone. Dzisiaj budzą się wszystkie demony historii.