Serbia - Kosowo. Tradycyjne balansowanie na krawędzi konfliktu

Serbowie i Kosowianie znów doprowadzili do kryzysu, który zagroził stabilności całego regionu.

Publikacja: 31.05.2023 03:00

Serbia - Kosowo. Tradycyjne balansowanie na krawędzi konfliktu

Foto: AFP

– Wydaje się, że tym razem wina leży po stronie Prisztiny – stwierdził były szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt.

Rozruchy, których głównymi ofiarami padli węgierscy żołnierze z międzynarodowych sił pokojowych KFOR w Kosowie, wybuchły z powodu lokalnych wyborów. Te zaś były bezpośrednim skutkiem porozumień zawartych w marcu między Belgradem a Prisztiną.

Czytaj więcej

Kosowo. Żołnierze NATO ranni w starciach z serbskimi demonstrantami

Jednak Serbowie mieszkający w Kosowie inaczej je zinterpretowali. Domagali się najpierw rozszerzenia ich autonomii, a dopiero potem wyborów. Premier Kosowa Albin Kurti stwierdził, że będzie odwrotnie, za wszelką cenę postanowił przeprowadzić wybory, co doprowadziło do ich bojkotu przez Serbów. W ten sposób samorządowe władze wybrane w regionach zamieszkałych głównie przez Serbów znalazły się w rękach Kosowian stanowiących mniejszość na północy kraju.

Gdy zaczął się proces ich zaprzysięgania, miejscowi Serbowie wyszli na ulice. – Nie pozwólcie tym nieprawdziwym burmistrzom na to, głosowało na nich po 50 osób – wołał Igor Simić z największej serbskiej partii w Kosowie – Serbskiej Listy.

Najpierw manifestanci pobili się z kosowską policją, która chroniła budynki samorządowych władz. A potem pobili żołnierzy KFOR, którzy przyjechali, by chronić kosowską policję.

Gwałtowne reakcje Serbów i Kosowian były wspierane przez władze z obu stolic: Belgradu i Prisztiny. Premier Kurti za wszelką cenę chciał ograniczyć zakres władzy miejscowych Serbów. Prezydent Serbii zaś za wszelką cenę chciał utrzymać się przy władzy. Przez kraj – głównie jego stolicę – przechodziły bowiem od tygodni wielusettysięczne manifestacje domagające się jego dymisji (oraz kilku jego współpracowników). Ale gdy wybuchły rozruchy w Kosowie, równie wielka manifestacja w Belgradzie poparła Aleksandara Vucicia.

Przywódca Serbii zachował władzę, za to premier Kosowa naraził się na gwałtowny atak Zachodu. Zarówno USA, jak i UE oskarżyły go o to, że swoimi działaniami doprowadził do wybuchu przemocy. – Serbski prezydent za to poskarżył się, że poprzez Kurtiego przeciw Serbii występuje NATO. Vuciciowi pozostało tylko ogłosić wojnę i czekać na rosyjską pomoc – zjadliwie podsumował ostatnie wydarzenia jeden z rosyjskich niezależnych publicystów.

W tle kolejnego konfliktu serbsko-kosowskiego majaczy bowiem wojna w Ukrainie. Serbia jest jednym z niewielu krajów w Europie, które utrzymują przyjacielskie stosunki z Rosją. W interesie Moskwy jest natomiast otwarcie „drugiego frontu”, by odciągnąć część sił Zachodu od Ukrainy. Kreml cały czas próbuje a to w Afryce, a to w Kosowie.

Dlatego w zeszłym roku Moskwa wystąpiła jako pośrednik w dostawach do Belgradu nowoczesnej chińskiej broni przeciwlotniczej, która miałaby chronić przed natowskim lotnictwem. A to mogłoby zagrozić Vuciciowi, gdyby zdecydował się na wojskową interwencję w Kosowie. Każdorazowo, gdy wybucha tam kryzys, prezydent Serbii ogłasza pogotowie bojowe swojej armii i wysyła jej jednostki na granicę. Za każdym jednak razem w ostatniej chwili kazał im się cofać.

Mimo demonstracji, poranionych żołnierzy KFOR i kolejnej koncentracji serbskiej armii urzędnicy z państw zachodnich nie tracą nadziei na negocjacje Belgradu i Prisztiny. – Oba państwa muszą znormalizować stosunki, jeśli nadal chcą osiągnąć członkostwo w UE. Dlatego przyspieszenie rozmów w najbliższych miesiącach jest nieuniknione – mówi jeden z nich.

Obecnie przewagę w nich miałaby Serbia, ponieważ druga strona, Prisztina, jest ostro krytykowana przez zachodnie stolice z powodu ostatnich wydarzeń. Ale pozostaje jeszcze niewiadoma w postaci dwóch mocarstw wrogich Zachodowi i nieuznających władz w Kosowie: Rosji oraz Chin.

Jednak obie skonfliktowane stolice bardzo chcą być w Unii i to powoduje, że w dotychczasowych kryzysach w ostatniej chwili cofały się, by nie doprowadzić do konfliktu zbrojnego.

– Wydaje się, że tym razem wina leży po stronie Prisztiny – stwierdził były szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt.

Rozruchy, których głównymi ofiarami padli węgierscy żołnierze z międzynarodowych sił pokojowych KFOR w Kosowie, wybuchły z powodu lokalnych wyborów. Te zaś były bezpośrednim skutkiem porozumień zawartych w marcu między Belgradem a Prisztiną.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"
Polityka
Jest decyzja Senatu USA ws. pomocy dla Ukrainy. Broń za miliard dolarów trafi nad Dniepr
Polityka
Argentyna: Javier Milei ma nadwyżkę w budżecie. I protestujących na ulicach