Prezydent Andrzej Duda nie zwlekał. Po piątkowej decyzji Sejmu, odrzucającej senackie weto do ustawy o powołaniu komisji ds. wpływów Rosji, w poniedziałek ogłosił, że ustawę podpisuje. W trybie kontroli następczej skierował ją jednak do Trybunału Konstytucyjnego.
Otworzył w ten sposób drogę do powstania komisji, która ma się składać z dziewięciu członków. W jej składzie znajdą się wyłącznie przedstawiciele większości parlamentarnej, bo politycy opozycji – od PO, przez PSL, po Lewicę – zadeklarowali, że w jej pracach nie będą brali udziału. Wcześniej w sejmowych kuluarach (temat komisji pojawił się już w 2022 r.) politycy PO przekonywali, że podejście do komisji będzie testem intencji, przede wszystkim działaczy PSL.
Mobilizacja elektoratu
Teraz cała opozycja w Sejmie mówi w sprawie komisji jednym głosem. – Nie możecie mieć wątpliwości, że ta komisja, w której udziału nie weźmie żaden poseł opozycji, będzie czymkolwiek innym, jak pisowskim przedwyborczym cyrkiem – podsumował Szymon Hołownia, lider Polski 2050.
Czytaj więcej
I czas, i waga tematu nowej ustawy sprawiają, że manifestacja opozycji 4 czerwca zyskuje klarowny przekaz i nową siłę mobilizacyjną.
Donald Tusk wykorzystał decyzję prezydenta do mobilizacji elektoratu przed marszem 4 czerwca, który wedle zapowiedzi ma być „kamieniem milowym” w prekampanii PO. Komisja i ustawa zyskały już zresztą miano „lex Tusk”. „Panie Prezydencie, zapraszam na konsultacje społeczne 4 czerwca” – napisał Tusk w poniedziałek na TT.