„Czy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji monitoruje na bieżąco aktywność samorządów w odniesieniu do uchwał, które w sposób bezpośredni lub pośredni godzą w prawa osób LGBT?” – na odpowiedź m.in. na to pytanie Krzysztof Śmiszek wraz z grupą innych posłów Lewicy czeka już ponad trzy lata, co jest rekordem w Sejmie. W lutym 2020 roku, gdy głośno było o przyjmowaniu przez samorządy uchwał, nazywanych najczęściej „strefami wolnymi od ideologii LGBT”, wysłał w ich sprawie interpelację do szefa MSWiA. I odpowiedzi już się pewnie nie doczeka. Wraz z końcem kadencji ta interpelacja, jak również inne, trafi do kosza.
Powodem jest to, że większość dokumentów w Sejmie, jak np. projekty ustaw, podlega dyskontynuacji z końcem kadencji. Zasada nie jest uregulowana żadnymi przepisami i zalicza się do zwyczajów konstytucyjnych. Kolejne ekipy rządowe uważają, że zasada ta obowiązuje też interpelacje, bo są one związane z wykonywaniem przez posła mandatu, który zanika z końcem kadencji, i kieruje się je do rządu, który po wyborach składa dymisję.
Czytaj więcej
Ziobro żąda od Kaczyńskiego koalicji, bo się boi, że nie zobaczy nazwisk swoich ludzi na listach.
Podobnie jest co cztery lata, jednak tym razem rząd w zwłoce w odpowiedzi na interpelacje bije kolejne rekordy. Zgodnie z konstytucją odpowiedź powinna nadejść w ciągu 21 dni. Liczba interpelacji, w stosunku do których termin został przekroczony, według danych na środę 17 maja wynosi aż 649.
W przypadku części z nich zwłoka jest ogromna. Aż 105 interpelacji czeka ponad dwa lata na odpowiedź. Posłowie wysyłają też do ministerstw zapytania podobne do interpelacji. W ich przypadku 51 ma przekroczony termin na odpowiedź, a jedno czeka na nią dłużej niż dwa lata.