Protesty sprzed tygodnia przeciw blokadzie życia społecznego musiały przestraszyć dyktatora. W czasie zamkniętego spotkania w czwartek z Charles’em Michelem, przewodniczącym Rady Europejskiej, Xi Jinping przyznał, że jego rodacy są „sfrustrowani” trwającym od trzech lat zamrożeniem życia społecznego – ujawnił dziennik „South China Morning Post”.
W następnych dniach zaczęło się nieśmiałe luzowanie dotychczasowych restrykcji. W Shenzhen czy Chengdu nie trzeba już więc pokazywać wyników testu PCR przed wejściem do pojazdów transportu publicznego, w Pekinie ci, którzy złapią wirusa, mogą teraz odbyć kwarantannę w domu a nie specjalnych ośrodkach oferujących często upiorne warunki pobytu.
Czytaj więcej
Chińskie władze używają danych z telefonów komórkowych do śledzenia protestujących, którzy demonstrowali w Pekinie przeciwko rządowym restrykcjom związanym z covid-19.
Lekarze bez dyplomu
Taka strategia jest jednak ryzykowna. Otoczony potakiwaczami przywódca popełnił fundamentalny błąd w walce z pandemią: nie wykorzystał czasu, kiedy ludzie żyli w izolacji, na przygotowanie Chin do zniesienia restrykcji. Z powodu źle rozumianego patriotyzmu nie zgodził na użycie zachodnich szczepionek RNA, niepomiernie skuteczniejszych od tych, które produkuje Sinopharm i Sinovac. Co gorsza, i nimi Chińczycy szczepią się niechętnie. W szczególności ledwie 40 procent osób powyżej 80. roku życia otrzymało więcej niż dwie dawki. A grasująca po kraju odmiana Omicron jest jeszcze bardziej zaraźliwa od poprzednich.
Innym problemem jest katastrofalny stan służby zdrowia. Dość powiedzieć, że na 100 tysięcy mieszkańców szpitale oferują ledwie 4,3 łóżka na oddziałach intensywnej terapii – jedynych miejsc, gdzie można uratować życie w przypadku najbardziej ostrych form choroby. A 42 procent lekarzy nie ma żadnego dyplomu uniwersyteckiego.