Pekiński Uniwersytet Tsinghua i inne wyższe szkoły stolicy oraz w leżącej na południu prowincji Guangdong poinformowały, że chcą w ten sposób „ochronić studentów przed epidemią" COVID-19.
Jednak polityczna aktywność studentów ma długą tradycję w Chinach. Wszystkie te wyższe uczelnie na przykład uczestniczyły w protestach w 1989 roku zakończonych pogromem na pekińskim placu Tiananmen. Obecnie władze niektórych tak się spieszyły, że wynajęły autobusy odwożące studentów na dworce kolejowe. Większość ogłosiła, że zajęcia będą odbywały się zdalnie.
Czytaj więcej
Cheng Youquan, przedstawiciel chińskiego Narodowego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób, na konferencji prasowej poinformował, że publiczne skargi na temat obostrzeń w Chinach wynikają z nadgorliwości w ich egzekwowaniu, a nie samej polityki zero COVID.
We wszystkich dużych metropoliach – zarówno tych, z których dochodziły informacje o demonstracjach, jak i tych skąd nie ma takich informacji - zwiększono liczbę policjantów na ulicach. Widać ich wszędzie, o czym informują świadkowie na miejscach.
Mimo to jeszcze w poniedziałek wieczorem w wielu miastach protestujący próbowali się zbierać na ulicach. Ale tym razem policja – wyraźnie zaskoczona w pierwszych dniach protestów – bardzo ostro interweniowała. Wyłapywano na przykład osoby niosące białe chryzantemy, chiński symbol żałoby. We wszystkich miejscach demonstranci czcili pamięć zmarłych w czwartkowym pożarze w Urumczi (stolicy Sinciangu), gdzie zginęło dziesięć osób zamkniętych na kwarantannie, do których nie mogła dostać się straż pożarna.