Minister obrony Siergiej Szojgu poinformował, że dwie powstaną w zachodnim okręgu wojskowym, a jedna – w południowym, jako odpowiedź na „wzmacnianie sił NATO w bezpośredniej bliskości naszych granic".
Tydzień wcześniej zastępca amerykańskiego sekretarza obrony Robert Work potwierdził, że sojusz wyśle do Polski i państw bałtyckich dodatkowe cztery bataliony, czyli ok. 4 tys. żołnierzy. Rosyjskie dywizje będą liczyły ponad 30 tys.
Jednak z powodu kryzysu gospodarczego do końca roku rosyjska armia zwiększy swoją liczebność jedynie o 10 tys. ludzi. Pozostałe 20 tys. żołnierzy będzie pochodziło z już istniejących jednostek, które zostaną włączone do nowo tworzonych dywizji. Podobnie postąpiono przy tworzeniu rosyjskiej armii pancernej. Stacjonująca – oraz nowe trzy dywizje – w zachodniej Rosji została utworzona z już istniejących oddziałów.
O formowaniu armii pancernej Moskwa poinformowała w lutym. Miesiąc wcześniej rosyjscy generałowie zaczęli publicznie zapowiadać stworzenie nowych dywizji, których powstanie właśnie ogłosił Szojgu. Wtedy też zaczęto przygotowania do wznowienia produkcji bombowców strategicznych i kilku innych rodzajów broni. Jednocześnie amerykańscy wojskowi zaczęli informować o wzroście aktywności rosyjskiej floty podwodnej na północnym Atlantyku – porównywalnym z latami 80. To z kolei zmusiło USA do zwiększenia ilości lotów zwiadowczych nad oceanem: od Grenlandii po Norwegię.
Równie aktywne są rosyjskie oddziały nad Bałtykiem. Regularnie naruszają naszą przestrzeń powietrzną – powiedział o wojskowych samolotach Rosji estoński minister obrony Hannes Hanso. Nic nie wskazuje, by w ciągu roku sytuacja miała się zmienić. Do końca 2016 roku Rosjanie zapowiedzieli ponad 800 różnego rodzaju ćwiczeń wojskowych w oddziałach w zachodniej części kraju. Jeśli nowe dywizje zostaną sformowane, to liczba ta wzrośnie kilkakrotnie.