Według sondażu Elabe opublikowanego przez BFM TV, Macron otrzymał 57,6 proc. głosów, Le Pen - 42,4 proc. Z kolei według badania IPSOS / SOPRA STERIA dla France 24 i RFI, ubiegający się o reelekcję prezydent zwyciężył z Le Pen, uzyskując 58,2 proc. głosów. Kilkanaście minut po ogłoszeniu tych wyników liderka Zjednoczenia Narodowego uznała swoją porażkę, ale z zadowoleniem przyjęła swój wynik, który „sam w sobie stanowi głośne zwycięstwo”.
Czytaj więcej
Zakończyła się druga tura wyborów prezydenckich we Francji. Wybory wygrał Emmanuel Macron, który po przeliczeniu 100 proc. głosów uzyskał 58,55 proc. poparcia. Na jego rywalkę, Marine Le Pen, zagłosowało 41,45 proc. uczestników II tury wyborów.
Nad Sekwaną do końca jednak było nerwowo. Frekwencja o godzinie 18 wyniosła zaledwie 63,23 proc., wyraźnie mniej niż w pierwszej turze (65 proc.) i niż w drugiej turze w 2017 r. (65,3 proc.). To był zły znak dla Emmanuela Macrona. Dotychczasowy przywódca kraju w pierwszej turze uzyskał niespełna 28 proc. poparcia i aby zdobyć ponad połowę głosów musiał przekonać do swojej kandydatury wyborców lewicy, partii ekologicznych, a także mniejszości muzułmańskiej.
A to środowiska, gdzie Macron nie wzbudzał entuzjazmu, i pokusa pozostania w domu była tu duża. Co prawda to na tę grupę wyborczą prezydent skierował kampanię wyborczą w ostatnich dwóch tygodniach, jadąc np. do najbiedniejszego departamentu pod Paryżem Sekwana-Saint-Denis, gdzie 61 proc. głosów padło na lidera radykalnej lewicy Jeana-Luca Mélenchona czy chwaląc w Strasburgu młodą kobietę za to, że jako feministka „z własnego wyboru” nosi hidżab.