Czy wynik wyborów parlamentarnych na Węgrzech jest przestrogą dla części opozycji w Polsce, która chce stworzyć wspólną listę na wybory parlamentarne?
Przestroga to za mocne słowo, ale jest to punkt do przemyślenia. Sytuacja na Węgrzech jest inna niż w Polsce, z wielu powodów. System węgierski nagradza zwycięzcę, ale nie „karze” aż tak małych partii, jak polskie systemy. Małe partie w wyborach do Senatu teoretycznie nie mają żadnych szans, chyba że któraś z dużych partii odstąpi im okręg wyborczy. Natomiast w Sejmie, jeśli jakaś partia przekroczy próg wyborczy, to zawsze coś tam dostanie. Aczkolwiek małym partiom w Polsce zawsze opłaca się połączyć. Na Węgrzech to wcale nie jest takie oczywiste, ponieważ system mieszany jest bardzo skomplikowany. W tym systemie węgierskim najbardziej stratna jest druga partia, a w Polsce druga partia zyskuje na systemie D’Hondta. Najważniejsze jest to, że mimo dążeń węgierskiej opozycji do zjednoczenia nie udało się ono całkowicie. Pojawiła się nowa partia nacjonalistyczna, która odebrała część bonusu, który mógłby być udziałem opozycji po zjednoczeniu.