Wśród 1200 osób w sztafecie niosącej olimpijski ogień znalazł się pułkownik Qi Fabao, którego propaganda Pekinu uczyniła bohaterem starć indyjsko-chińskich w Himalajach.
W czerwcu 2020 roku żołnierze obu nuklearnych mocarstw bili się zajadle wręcz, ale też pałkami, bambusowymi prętami nabitymi gwoźdźmi i kamieniami w wysokogórskiej dolinie Galwan. Pułkownik został tam ciężko ranny w głowę, ale po rekonwalescencji pojawił się w telewizji i na okładkach czasopism. – To jest naprawdę godne ubolewania, że chińska strona postanowiła upolitycznić nawet Olimpiadę – stwierdziło indyjskie ministerstwo spraw zagranicznych, gdy w Delhi zorientowano się, kim był jeden z Chińczyków niosących olimpijską pochodnię.
Oba państwa – Chiny i Indie – chciałyby otrzymać rosyjskie wsparcie w konflikcie.
– Spodziewamy się kolejnych konfliktów dyplomatycznych – stwierdził jeden z indyjskich politologów. Tymczasem podczas uroczystości inauguracji, w loży honorowej na stadionie drzemał Władimir Putin, przywódca Rosji, „strategicznego partnera" obu państw.
W Himalajach Indie i Chiny koncentrują siły, tym razem nawet broń ciężką. Delhi zaczęło rozmieszczać na granicy pięć rosyjskich kompleksów przeciwlotniczych S-400, kupionych jeszcze w 2018. Dwie takie same wyrzutnie, również kupione w Rosji, rozmieściła po swojej stronie chińska armia. W zeszłym roku, mimo rosnącej wymiany handlowej, doszło już do ekonomicznych starć, jako przedłużenia konfliktu w górach. Premier Narendra Modi nałoży embargo na 260 chińskich wyrobów i programów komputerowych, w tym na platformę TikTok. Pekin skarżył się też na „nieuzasadnione kontrole finansowe" chińskich inwestorów w Indiach.