Mianując czarnoskórą sędzię do Sądu Najwyższego, prezydent Joe Biden spełniłby swoją obietnicę wyborczą, ale też złożył ukłon w stronę grupy demograficznej, która w 93 proc. głosowała na niego w wyborach w 2020 r. (według AP VoteCast). To też grupa demograficzna, która przez dekady była marginalizowana, a teraz nabiera coraz większego znaczenia w polityce i społeczeństwie.
W piątek Biały Dom potwierdził, że jedną z kandydatek branych pod uwagę jest J. Michelle Childs, sędzia sądu najwyższego z Karoliny Południowej, która w grudniu została nominowana do sądu apelacyjnego w obwodzie Dystryktu Kolumbii – drugiego najbardziej wpływowego sądu w kraju i uważanego wśród sędziów za przedsionek do SN. W dyskusjach pojawia się też kilka innych nazwisk prominentnych czarnoskórych sędziów.
Krążyły też spekulacje, szczególnie w kręgach konserwatywnych, że Biden może mianować na to stanowisko wiceprezydent Kamalę Harris. Jen Psaki, rzeczniczka prasowa Białego Domu, zapewniła jednak, że „Biden ma wszelkie intencje ubiegania się o kolejną kadencję z wiceprezydent Kamalą Harris u swego boku”.
Czytaj więcej
Były prezydent Donald Trump bierze pod uwagę możliwość ułaskawienia osób, które uczestniczyły szturmie na Kapitol, jeśli wróci do Białego Domu.
Administracja Bidena rozpoczęła proces nominacyjny, po tym jak w czwartek 83-letni sędzia Stephen Breyer, najstarszy członek SN, po 28 latach oznajmił, że odchodzi na emeryturę. – Było dla mnie wielkim zaszczytem uczestniczyć w wysiłkach bronienia naszej konstytucji i prawa – powiedział. Jego odejście daje administracji Bidena okazję mianowania jego pierwszego członka SN. Biorąc pod uwagę, że sędzia Breyer zaliczany jest do sędziów liberalnych, decyzja demokratycznego prezydenta nie zmieni politycznego układu sił w tym organie, gdzie obecnie sześciu z dziewięciu sędziów to konserwatyści. Niemniej jednak nominowanie członków Sądu Najwyższego uznawane jest za możliwość dla prezydenta na wpłynięcie na kształt tego niezwykle ważnego organu władzy.