Reklama

Egipt: Niedobry czas na demokratyzację

Represje są większe niż za Mubaraka. Z haseł rewolucji egipskiej pozostało niewiele. Ale nie ma wojny domowej.

Publikacja: 25.01.2021 18:14

Kair, plac Tahrir. Protesty pod koniec stycznia 2011 r.

Kair, plac Tahrir. Protesty pod koniec stycznia 2011 r.

Foto: AFP

Egipcjanie przebudzili się 25 stycznia 2011 r., zaprotestowali przeciwko wiecznemu wydawałoby się dyktatorowi Hosniemu Mubarakowi. Zachęciły ich wydarzenia w Tunezji, gdzie dyktator Zin al-Abidin Ben Ali padł i uciekł z kraju.

Tłum na głównym kairskim placu Tahrir gęstniał z każdym dniem. Do demonstracji dołączały kolejne grupy, obok prozachodniej młodzieży pojawili się przedstawiciele elit naukowych i artystycznych oraz brodaci fundamentaliści. Hasła, których wysłuchiwałem wówczas jako wysłannik „Rzeczpospolitej" w Egipcie, były takie same, jak wcześniej wznoszono w Tunezji, a później w Libii i innych arabskich krajach. Demonstranci walczyli przeciw reżimowi (an-nizam), o wolność (al-hurrija), pracę (al-mihna) i godność (al-karama).

Sisi wyciąga wnioski

Mubarak padł 11 lutego. Zgodnie z oczekiwaniami Egipcjanie wybrali potem, w wolnych wyborach, islamistów z Bractwa Muzułmańskiego. W lipcu 2013 r. eksperyment się skończył, armia wspierana przez sporą część rozczarowanego społeczeństwa, obaliła islamistycznego prezydenta Mohameda Mursiego. Więzienia zapełniły się liderami Bractwa, zostało uznane za organizację terrorystyczną. Szefem państwa został ówczesny dowódca armii Abd al-Fatah Sisi, rządzi do dzisiaj.

– Represje są większe, niż były za Mubaraka w okresie przed rewolucją. Władze ostro kontrolują ostatnie drobne przestrzenie niezależnej działalności. To celowa strategia. Sisi wyciąga wnioski z tego, co się wydarzyło w 2011 r., wtedy pozwolono się ludziom zmobilizować. Teraz chodzi o to, by nie dopuścić do żadnej formy mobilizacji, ani politycznej, ani na poziomie społeczeństwa obywatelskiego, nawet do małych demonstracji – mówi „Rzeczpospolitej" Anthony Dworkin, brytyjski ekspert z think tanku European Council on Foreign Relations .

Syryjska przestroga

Said Sadek, politolog, obecnie wykładowca małego prywatnego uniwersytetu w Kairze, wspierał w 2011 r. rewolucję: – Chcieliśmy demokracji, wolności, chcieliśmy się pozbyć Mubaraka, jego synów i skorumpowanej partii Narodowo-Demokratycznej. Z Mubarakiem, synami i partią się udało. Nie powiodło się z przejściem do demokracji. Dlaczego? Bo sabotowały to różne siły, przede wszystkim islamiści. Jedynym rozwiązaniem dla Egipcjan było zwrócenie się do wojska, by ich chroniło przed islamistami. W przeciwnym wypadku skończyłoby się, jak w Syrii, Iraku, Libii. Sytuacja w tych krajach uświadomiła ludziom, że to nie jest dobry czas na demokratyzację. Islamiści nie uznają kompromisów – mówi „Rzeczpospolitej".

Reklama
Reklama

Dr Sadek popiera teraz Sisiego: – W zachodnich mediach jako jedyny pozytywny przykład zmian po rewolucjach arabskich występuje Tunezja. Rzeczywiście ma więcej demokracji i wolności słowa, ale cierpi ekonomicznie. Panuje chaos, anarchia, można napadać na sklepy, strajkować. Turystyka podupadła. W Egipcie mimo pandemii gospodarka rośnie, są realizowane wielkie projekty, wróciło bezpieczeństwo – podkreśla politolog, który przebywa teraz w Tunezji, skąd pochodzi jego żona.

Jego zdaniem transformacja od reżimu autorytarnego do demokracji może prowadzić do katastrofy, demokracja nie zapewnia bezpieczeństwa, pełnego stołu i zatrudnienia.

– Stabilizacja jest częściowa, poprawiają się tylko niektóre wskaźniki ekonomiczne. Argument, że jest lepiej, raczej nie trafia do przeciętnego Egipcjanina, liczba bezrobotnych i ludzi żyjących w biedzie rośnie. To może być źródłem problemów w przyszłości – komentuje Anthony Dworkin.

Miliony małych Egipcjan

Zachód jest bardzo wyrozumiały dla Sisiego. Nie krytykuje, nie wygłasza wykładów o prawach człowieka, chętnie robi z nim interesy. Wie, co by było, gdyby w wyniku kryzysu ekonomicznego czy wojny domowej miliony młodych Egipcjan ruszyły do Europy po azyl i zasiłki. Tego UE mogłaby nie wytrzymać. Egipt jest cztery razy ludniejszy od Syrii.

Sisi swoje podejście do zachodnich wartości głoszonych przez pięknoduchów, a przemilczanych przez zachodnich przywódców, przedstawił w czasie wizyty w Kairze prezydenta Francji Emmanuela Macrona dwa lata temu. – Egipt to nie Europa. Ja co sezon muszę znaleźć pracę dla miliona absolwentów i zapewnić opiekę zdrowotną dla dwóch i pół miliona dzieci, które się co roku rodzą – powiedział.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Polityka
Karol Nawrocki: Europa pogrążona w chaosie. Trump mówi to, czego Zachód nie chciał słyszeć
Polityka
Ryszard Petru pytany o zmianę premiera: Gdyby notowania spadały jest potrzeba zmiany
Polityka
Dwa lata rządów Donalda Tuska. Polacy mówią, jak im się żyje i czego oczekują
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Polityka
Lewica idzie na całość i składa radykalną reformę systemu ochrony zdrowia
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama