Takiej decyzji nie podjął jeszcze żaden prezydent V Republiki.
- Postanowiłem, że nie będę ubiegać się o reelekcję - ogłosił w czwartek wieczorem w telewizji francuski przywódca.
Od ustanowienia przed blisko 60 laty nowego ustroju przez generała De Gaulle’a kilku prezydentów musiało pogodzić się tylko z jednym mandatem w Pałacu Elizejskim: Valery Giscard d’Estaing i Nicolas Sarkozy przegrali wybory, Georges Pompidou zmarł w trakcie sprawowania urzędu.
Ale poddanie się walkowerem do tej pory nie wchodziło w grę. Było to sprzeczne z samą ideą “monarchii republikańskiej”, idei absolutnej dominacji francuskiego prezydenta w polityce kraju.
Hollande zdecydował się na ten drastyczny krok pod wpływem sondaży, które dawały mu ledwie 7-9 proc. poparcia w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Chciał uniknąć upokorzenia, tym bardziej, że nie było pewne, czy w ogóle wygra prawybory na lewicy.
Rezygnację z reelekcji doradzała mu też Segolene Royal, wieloletnia choć porzucona partnerka i matka jego czwórki dzieci. I przede wszystkim premier Manuel Valls, który w minioną niedzielę zagroził, że będzie kandydował przeciwko swojemu szefowi.