Jeśli wyniki sondaży się potwierdzą, byłaby to najniższa frekwencja od 1965 r., gdy generał De Gaulle ustanowił system desygnowania prezydenta w powszechnym głosowaniu. Do tej pory ok. 80 proc. uprawnionych szło do urn.

– My to nazywamy elektoratem-duchem, bardzo liczną dziś grupę ludzi, którzy są zawiedzeni polityką i do ostatniego momentu nie będą wiedzieli, czy pójdą do wyborów, a jeśli tak, to na kogo będą głosować. Ponieważ wyborcy Le Pen w przeszło 80 proc. deklarują, że cokolwiek by się stało, poprą swoją kandydatkę, to powoduje, że zwycięstwo FN staje się możliwe, choć wciąż mało prawdopodobne – mówi „Rz" Laurent Joffrin, redaktor naczelny dziennika „Liberation".

Najnowszy sondaż dla tygodnika „Le Point" pokazuje, że do drugiej tury wyborów przejdzie centrolewicowy były minister finansów Emmanuel Macron (26 proc.) i Le Pen (25 proc.). Tu kandydatka skrajnej prawicy co prawda zostałaby pokonana stosunkiem 59 do 41 proc., ale w ciągu dziesięciu dni ta różnica 18 pkt proc. zmalała o 5 pkt proc. Co ważniejsze, mniej niż 2/3 zwolenników Macrona jest „pewnych", że rzeczywiście zagłosuje na swojego kandydata. Tymczasem Serge Galan, wykładowca paryskiej Sciences Po, obliczył, że jeśli 90 proc. osób deklarujących poparcie dla Le Pen faktycznie odda na nią głos, a zrobi to jedynie 65 proc. elektoratu Macrona, liderka FN uzyska 50,07 proc. głosów i zostanie nowym prezydentem.

– 60 proc. Francuzów uważa, że FN stanowi zagrożenie dla demokracji, i nigdy nie będzie na niego głosować. Ale przy niskiej frekwencji, 40 proc. może wystarczyć do zwycięstwa – mówi Emmanuel Riviere, dyrektor instytutu badania opinii publicznej Kantar. Taki mechanizm doprowadził do wygranej Brexitu i Donalda Trumpa: zwolennicy pozostania Wielkiej Brytanii w UE i Hillary Clinton mieli w sondażach większość, ale nie poszli do urn.

W przypadku Macrona „front republikański" może się nie zmaterializować, bo prawie 40 proc. zwolenników umiarkowanej prawicy jest gotowych w drugiej turze poprzeć Le Pen, jeśli ich kandydat (François Fillon) wcześniej odpadnie. Ale także dla coraz większej grupy wyborców lewicy bardziej wiarygodny od Macrona staje się radykalny Jean-Luc Mélenchon, dla którego poparcie w dziesięć dni skoczyło o 5,5 pkt proc., do 16 proc.. Ta część elektoratu 7 maja może pozostać w domu zamiast głosować na Macrona, byłego menedżera banku Rothschilda.