Spełnienie przez Zachód przedstawionych w piątek przez wiceministra spraw zagranicznych Rosji Sergieja Riabkowa żądań oznaczałoby cofnięcie zegarów do pierwszej połowy lat 90. Była wtedy mowa o koncepcji „wspólnego europejskiego domu" Michaiła Gorbaczowa i idei Billa Clintona „partnerstwa dla pokoju" dla państw Europy Wschodniej, które świeżo otrząsnęły się z komunizmu. Dopiero w 1997 r. na szczycie w Madrycie NATO zaprosiło do swojego grona Polskę, Czechy i Węgry, inicjując proces włączenia znacznej części Europy Środkowo-Wschodniej.
Władimir Putin domaga się nie tylko zatrzymania tego procesu poprzez gwarancje, że Ukraina nigdy nie przystąpi do NATO, ale także jego faktycznego cofnięcia poprzez przyznanie Kremlowi prawa do współdecydowania, czy w krajach flanki wschodniej sojuszu mogą stacjonować siły NATO.
Rada Rosja–NATO
W zachodnich stolicach nie ma wątpliwości, że spełnienie takich warunków jest niemożliwe. Mimo to Rada Północnoatlantycka, najwyższe ciało decyzyjne NATO, wydało oświadczenie, w którym stwierdza, że „jest gotowe na podjęcie z Rosją konkretnych rokowań na podstawie zasady wzajemności".
– Musimy rozwiązać obecny kryzys środkami dyplomatycznymi. Podejmiemy więc negocjacje nad rosyjskimi propozycjami. Ale nie może też być tak, że Rosja dyktuje krajom NATO, co mają robić. To powiemy bardzo jasno – oświadczyła nowa minister obrony Niemiec Christine Lambrecht.
Amerykański wywiad uważa, że Putin nie podjął jeszcze decyzji o rozpoczęciu inwazji na Ukrainę. Ale może być od niej niedaleko. Jednym z sygnałów, które o tym świadczą, jest prowokacyjny charakter przedstawionych w piątek przez Rosjan propozycji. Innym – naciski w poniedziałek i wtorek, aby Zachód „szybko" na postawione warunki odpowiedział. NATO ma więc nadzieję, że podejmując rokowania, zdoła przynajmniej przez jakiś czas rozładować napięcie.